Miasto > Część południowa

Siedziba Ostrzy

(1/46) > >>

Irina:
Bardzo blisko szpitala, miejsce wyglądające na małe biuro, dla mniej zdolnych do roboty korpo - szczurków w rzeczywistości dobrze rozbudowana kryjówka dla organizacji Ostrza.

Irina:
Ciri:
Ciri, razem z Lambertem siedziała w gustownie umeblowanej, niewielkiej sali z ciemnym, drewnianym stołem i pasującym do niego krzesłami pośrodku. Wilkokrwista przeglądała notatki rozłożone po jej stronie i niespokojnie spoglądała na drzwi. Za chwilę jakiś asasyn powinien się zjawić. Oczywiście wcześniej zasłonią mu opaską oczy, by nie mógł zorientować się gdzie jest. A potem wpuści go któryś z agentów. Podstawowe środki ostrożności. Zerknęła na bok i wstała, by odłożyć zbędną część papierów na umieszczoną pod lekko niebieskawą ścianą. Owe kilka metrów pokonała bez pomocy laski, opartej o stół, acz dziewczyna wyraźnie kulała. Oparła się o komodę i skryta w półmroku czekała wraz z spokojniejszym od niej Lambertem na zapowiedzianego gościa.

Connor:
Przechodząc przez próg zerwał dość energicznym ruchem opaskę z oczu. Ha, jeśli oni myślą, że nie będzie wiedział, jak tu dotrzeć, to grubo się mylą. Po pierwsze - liczył i zapamiętał każdy krok, po drugie - w końcu był wilkokrwistym. Słuch i węch wystarczały mu niemal za wzrok, który zresztą i tak, od kilku miesięcy, był trochę ograniczony. Nie widział na prawe oko.
Przyszedł sam. Początkowy plan przewidywał, iż wysłanych zostanie dwóch asasynów. Ale nagle wszystkim uprawnionym do tego, czyli posiadającym odpowiednio wysoką rangę, wypadło coś bardzo ważnego, albo stan zdrowia nie pozwalał im na reprezentowanie interesów Zakonu. Tyle, że Connor dobrze wiedział, o co tak naprawdę chodziło.
Po dziwnym zniknięciu Ciri próbował ją odszukać, w jakikolwiek sposób jakoś się z nią skontaktować. Zapadła się jednak jak kamień w wodę. Stracił wszelką nadzieję. Tylko zbiegiem okoliczności nie zaćpał się na śmierć. Zamknął się w sobie całkowicie. Potrafił tygodniami do nikogo się nie odezwać słowem. Był iście nie możliwym do zniesienia. Ostatni najwierniejsi przyjaciele w końcu również odwrócili się od niego. Był dość okrutny wobec przeciwników. Zwyczajnie się na nich wyżywał. Stał się ich postrachem. Prawdopodobnie tylko z tego powodu nadal należał jeszcze do Bractwa. Na misjach wogóle nie dbał o własne bezpieczeństwo. Dlatego odnosił zwycięstwo za zwycięstwem. Ale również dzięki temu zmniejszyło się pole jego widzenia.
Dźwięk zatrzaskiwanych za nim drzwi pomógł mu powrócić do teraźniejszości. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Na koniec skupił wzrok na osobach przy biurku. Serce zabiło mu mocniej, ale nie był w stanie określić uczucia, które wzięło górę. Jakże miałby nie rozpoznać tych białych włosów, ślicznych rysów twarzy... Przygryzł nieznacznie wargę, dawnym zwyczajem i... Nie ruszył się z miejsca, nic nie powiedział. Ciri. Tyle czasu jej szukał, tyle nacierpiał się przez jej zniknięcie. A teraz, po roku, znów pojawiła się w jego życiu.

Irina:
Ciri:
Wlepiła zdumiony wzrok w asasyna. Lambert wydawał się być równie zaskoczony, bo tego nie planował. Ale po chwili nieprzyjemnej ciszy, Lambert odezwał się pierwszy.
-Siadaj, proszę - wskazał krzesło naprzeciw siebie.
-Ciri, mogłabyś... - skinęła głową i na początku dowlokła się kulejąc do stołu i wzięła laskę, za której pomocą dostała się do drzwi. Ominęła Connora starając się nie oddychać, żeby nie czuć jego zapachu, ani nie patrzeć, żeby mogła udawać, że to ktoś zupełnie inny.
Lambert zrobił to specjalnie. Po to by pokazać asasynowi, że Ciri to już nie jest ta dziewczyna, którą kochał. Że teraz to kaleka. Że nie potrafi spojrzeć mu w oczy. Że nie warto próbowac niczego wyjaśniać.
Cichy dźwięk zamykanych drzwi i zostali sami.
Za drzwiami Ciri wyciągnęła z kieszeni małe opakowanie tabletek, wyjęła jedną i połknęła. Oddychając głęboko, czekała, aż minie ból niesprawnej nogi i szok spowodowany zobaczeniem osoby, która w jej mniemaniu ją skrzywdziła. I którą, na złość rozsądkowi nadal kochała.

Connor:
// No chyba, ku*wa, padnę zaraz, hahaha xD

Ciri kaleką... To było takie nierealne. Ciężko było mu wyobrazić sobie, jak bardzo musiała z tego powodu cierpieć. Z jej charakterem... Ale... Zmieniła się. Złamała. Gdzie jej dawna pewność siebie? Bała się choćby spojrzeć mu w oczy! Nawet nie próbowała czegokolwiek wyjaśnić...
Kiedy dziewczyna wychodziła, nie obejrzał się za nią. Patrzył na Lamberta, bardzo uważnie. Teraz powoli podszedł do stołu, ale nie usiadł. Nadal nie zaszczycił mężczyzny jednym słowem. Kiedyś nawet go polubił, tyle, że czasy się zmieniły. Coś w Lambercie wskazywało mu, że nie był bez winy. To było coś dobrze widocznego, ale jednocześnie Connor nie potrafił tego nazwać.
Jego wzrok nabrał wrogości. W jednej chwili zapomniał, z jak ważnym zadaniem został tu przysłany. Nie obchodziło go już to. Odwrócił się i zaraz znalazł się za drzwiami, stając niemal twarzą w twarz z Ciri. Na jej widok zmiękło mu serce i poczuł się jakoś tak dziwnie.
- Ciri, nie rozumiem, czemu tak nagle zniknęłaś?... - zaczął, ale zauważył, że nie może opanować tego delikatnego drżenia w głosie.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej