Amazing Monster Wolf's World
Tereny asasynów => Jezioro => Wątek zaczęty przez: Nicki w Listopad 28, 2014, 20:50:52
-
Bynajmniej to co zostało z zamku który należał niegdyś do rodu assassynów. Potem odebrali go inni ludzie , by w XVI wieku Assassyni mogli go odzyskać.
(http://www.horyzont.ostrowiec.pl/data/_uploaded/image/niedzica-zamek-dunajec.jpg)
-
Weszli. Usiedli na jakiejś drewnianej belce, która diabli wiedzą, co robiła w zamku.
- Czemu nie mogę poruszyć lewą ręką? - zapytał Eric z lekkim przestrachem w głosie.
-
Weszła za nimi. Westchnęła ciężko. Spojrzała na Ezia. Zabawne, znów miała jako taka rodzinę. Porąbaną i wciągająca w kłopoty ale zawsze jakąś.
-
- Jak to nie możesz ruszyć ręką? - Connor zmarszczył brwi i spojrzał na brata, po czym przeniósł wzrok na siostrę.
-
-Pokaż ją- warknęła.
Co ma być z ową ręką?
MEDYK-STYLE!
-
// xD Będzie miał niedowład xD Efekt niewielkiej ilości trucizny w organizmie xD
Zrobił, jak kazała, pomagając sobie drugą ręką.
-
// Tak amena?
-
// Że wat? ...
-
//Na stałe, czy chwilowo?
-
// Na stałe xD Teraz nie bardzo może nią w ogóle ruszyć, ale jak ją trochę rozćwiczy, to nie będzie mógł tylko całkiem rozprostować palców i zacisnąć ręki w pięść xD
-
// To już wim co robić =3
Dotknęła jego ręki. Na początku robiła to delikatnie stopniowo zmieniając siłę nacisku i uważnie obserwując jego twarz. Brak reakcji. Cholera.
-
/Mogem wbić do rodzinki? XD
-
// Wbijaj, uciekinierko xD
Spojrzał na Lyss pytającym wzrokiem.
-
-Nic nie poczułeś, prawda?-spytała. Tak naprawdę była pewna odpowiedzi.
-
Weszła.
-Tu jesteście- powiedziała i podbiegła.
-
Pokręcił przecząco głową. Zerknął na Nicki, po czym przeniósł wzrok na Connora.
- Miałeś mi powiedzieć...
- Ta. Oskarżyli cię o zdradę zakonu i skazali na śmierć. Na szczęście zdążyliśmy znaleźć dowody uniewinniające w ostatniej chwili - opowiedział, jak zwykle krótko i treściwie.
-
-Witaj Erick...
-
-Ta... Trucizna, miała zły wpływ na jego mięśnie. Co najmniej w tej ręce. Czego oni używaja, że jest tak silne?-mrukneła w kierunku Connora obdarzając Nicki nieprzychylnym spojrzeniem.
-
Nic już nie mówiąc usiadła.
-
// Myślałam raczej o nerwach, ale tam... xD
- O, ku*wa... - jęknął. Nie co dzień człowiek się dowiaduje, że chciano go zabić. Zignorował powitanie Nicki. W końcu nie był Eziem, tylko Erickiem, więc...
-
//Ale ona przywitała Ericka a nie Ezia...
Nie miała zamiaru z nimi gadać, chciała zobaczyć co z Eziem.
-
// Tjaaa... To było w sensie, że Erick nic w niej nie widzi, więc ją ignoruje xD Tylko Ezio jest zabujany xD
-
//Nawet krótko ,,Cześć" nie powie? WSTYDŻ SIEM!
-
Westchnęła odsuwając się parę kroków w tył.
-
// xD
Ciemno przed oczami, ból głowy... Ezio powrócił.
Rozejrzał się po towarzystwie i ze zdziwieniem zerknął na swoją lewą rękę, którą nie mógł poruszyć...
- Uratowaliście mnie? ...
-
-Nie. Umarłes i jesteś w niebie. hcoaiż to nie w moim towarzystwie-burknęła.
-
Westchnęłam.
-Cześć - powiedziałam krótko do Ezia.
-
Ezio uśmiechnął się do Nicki.
- Dobra, bo w końcu ci nie powiedziałem... - zaczął Connor - tak naprawdę ja i Lyss ... jesteśmy twoim przyrodnim rodzeństwem, czaisz?
Ezio wytrzeszczył oczy. Przenosił wzrok na wszystkich po kolei. To był dla niego szok. Tym bardziej, że ostatnio sporo przeszedł...
- Ale, że jak?...
-
-Załatwiajcie sobie sprawy rodzinne, ja się nie mieszam- rzekłam i poszłam w stronę miasta.
-
Skinęła głową spogladając na Ezia.
-Normalnie. Mamy wspólną matkę. Mieliśmy.-mruknęła.
-
Miał zamiar powiedzieć, żeby nie odchodziła, ale zczaił się, że pewnie niezbyt dobrze się czuje, siedząc obok, kiedy oni rozszyfrowują swoje drzewo genealogiczne...
- Czyli tyle czasu matka nas okłamywała... - mruknął, gapiąc się w podłogę.
- Yhmm... - niby potwierdził Connor.
- Lyss... To co się z tobą wtedy działo? I jak to się stało, że nie wiedzeliśmy o sobie?
-
-Nie powiedziała wam nic o mnie, bo brała mnie za potwora. Przemieniłam się dużo zbyt wcześnie i spowodowałam wypadek. Mój ociec zginał, matka odeszła zabierając ze sobą Connora. Ja zostałam. W pewnym momencie dziadek miał mnie dość i chciał mnie utopić. Zwiałam i błąkałam się po lasach. Niemal cały czas w skórze wilka. Potem znalazł mnie On. Wychował, nauczył walczyć powiedział kim jestem. Później złapali nas łowcy. On nie przeżył tortur, ja niemal też. Wypuścili mnie i dotarłam tutaj.
-
- Uhh... To lekko nie miałaś - rzucił Ezio. Po dłuższej chwili dodał - To takie dziwne uczucie... Nagle się dowiedzieć, że się ma siostrę...
-
-Ja dostałam w puste miejsce dwóch braci-odparła.-Nie ma co się nad soba użalać.
-
Ezio normalnie wysiadał psychicznie.
- Sorka, ale... Muszę to sobie... No, muszę to wszystko ogarnąć... - powiedział, wstając. Nie zwracał nawet uwagi na to, że nie ma władzy w lewej ręce. Obejrzał się jeszcze raz na rodzeństwo i po prostu wyszedł.
Connor cicho westchnął. Spojrzał na Alyss.
-
-Trochę dużo jak na jeden raz.-uśmiechnęła się krzywo.
-
Potaknął. Wstał i wyjrzał przez niewielkie okienko.
-
Spojrzała na brata. Zmarszczyła nos postępując kilka kroków naprzód.
-
// Nwm, co pisać xD
-
//Ja też nie. Fabuły brak u.u Fabuła nas nie kooochaaa
-
// *chlipie* Wyrodna fabuła! ;________; xD
-
//wymysl coś!
-
// :-X
-
Zaciągnął się powietrzem. Spojrzał przy tym w górę. Na jednym z kamiennych bloków wydrapany był niewielki, tajemniczy symbol. Wydawało mu się, że skądś go kojarzy. Zmarszczył brwi i wyciągnął rękę w kierunku owego znaku. Ostrożnie dotknął kamienia. Po chwili namysłu mocniej na niego naparł. Nic. Zaczął go ostukiwać. Wydawał inny dźwięk od pozostałych - pusty odgłos. Connor spojrzał porozumiewawczo na Lyss.
-
Podeszła bliżej unosząc brew. Spojrzała na kamień.
-
// Chole*a... Napisałam tyle i mi się skasowało ;____;
Wpatrywał się chwilę w symbol, po czym wyciągnął z kieszeni składany nóż. Zaczął nim wydłubywać zaprawę wokół kamiennego bloku. Trochę to trwało. W końcu wsadził ostrze pod blok i próbował go podważyć. Musiał przy tym użyć sporo siły, której nie miał zbyt wiele po ostatnich przejściach, ale kamień drgnął. Naparł na niego mocniej. Udało się. Wyciągnął go. Okazało się, że to nie był cały blok, lecz jakby jego imitacja - kamienna płyta. Za nią znajdowała się mała szkatułka. Była zamknięta na kłódkę. Connor wyciągnął ją. Spojrzał na siostrę, po czym sięgnął do sznurka, który miał zawieszony na szyi. Wisiał na nim drobny kluczyk. Chłopak dostał go od ojczyma, tuż przed jego śmiercią, w czasie bitwy. Utkwił w nim wzrok i zamyślił się. Ten niewielki, połyskujący przedmiot przywołał bolesne wspomnienia. Zastanawiał się też, dlaczego otrzymał go on, a nie Ezio, rodzony syn Auditore?...
-
//KAMIEŃ STYLE!
-
// xD
-
Spojrzała na Connora wielkimi oczami.
-
// Co mają oznaczać te wielkie oczy? Bo nie czaję... xD
-
//Ummm... Zdziwienie? Bądź co bądź niecodziennie wyciąga się cośki ze ścian
-
// Hah xD
Ocknął się. Wsadził kluczyk do kłódki. Pasował. W szkrzyneczce była kartka. Connor przeczytał jej treść raz, potem drugi... Jakaś zagadka... Podał papierek siostrze, z grymasem na twarzy.
- Nie czaję tego...
-
Spojrzała na kartkę.
-Co to ma być? Ktoś bawi się w cholernego Sfinksa?-warknęła. Nie lubiła zagadek. Chodzenie do celu po trupach dużo bardziej jej sie podobało.
-
- Może być ciekawie... Tylko trzeba się dowiedzieć, o co w tym biega... - mruknął, usiłując się skupić na zagadce.
-
Skinęła głową.
-
- Ostatnie "do widzenia" / W czasie złotego pożegnania; / Dnia dwieście osiemnastego lipca, / Wskaże czarna iglica. - powtórzył treść zagadki w zamyśleniu.
_________________________
Musiałam się namordować nad tym ;__;
A teraz zgaduj, o co mi chodziło xD
-
Zadumała się.
Ni ch... Cholery wiem o co w tym chodzi.
Co do tego dwieście to strzelałabym dwusetny dzień roku, coś z cieniem, zachód/wschód słońca albo południe.
-
Powtórzył treść zagadki i zaczął chodzić w tę i z powrotem.
- Dobra nie czaję, o co chodzi z tym pożegnaniem... - westchnął i wyjrzał przez okno. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, więc zamek rzucał cień...
- Mamy czarną iglicę! - zawołał z ożywieniem.
__________________
Blisko xD
Ostatnie do widzenia w czasie złotego pożegnania - ostatnia chwila zachodu słońca.
Dnia dwieście osiemnastego lipca - od pierwszego lipca odliczyć dwieście osiemnaście dni. Nie od początku roku xD
Wskaże czarna iglica - to wiadomo. Cień iglicy na zamku xD
-
Oooo... Nie spodziewałam się... xD
-
//xD
-
-Może zachód słońca. To pożegnanie. Słonecko robi papa. Ostatnia chwila-mruknęła w połowie do siebie, w połowie do niego.-Te liczby to musi być coś z odliczaniem od danego punktu.
-
// Załóżmy, że mamy w fabule ten dzień, co potrzeba xD
- Czyli tak: zachód słońca... Skoro tam jest wymieniony lipiec, to pewnie od lipca trza odliczyć... - tu urwał i zaczął w pamięci coś liczyć. Raz, drugi...
- To by wypadało dzisiaj - powiedział, ze zdziwieniem - To chodźmy na zewnątrz, bo słońce jest już nisko.
-
__________
ALE URWAŁ!
-
// Whaaat?...
-
// O.o
-
_______________________________________________________________________-
// Załóżmy, że mamy w fabule ten dzień, co potrzeba xD
- Czyli tak: zachód słońca... Skoro tam jest wymieniony lipiec, to pewnie od lipca trza odliczyć... - tu urwał i zaczął w pamięci coś liczyć. Raz, drugi...
- To by wypadało dzisiaj - powiedział, ze zdziwieniem - To chodźmy na zewnątrz, bo słońce jest już nisko.
U mnie w klasie jak ktoś coś powie o 'urywaniu' to zaraz się drą 'ALE URWAŁ!'
-
//Aaaa.. xD
-Mamy szczęście.-mruknęła ze zdziwieniem.
-
// Uhmm... xD
Wyjrzał jeszcze raz przez okno. Strasznie wysoko nie było. Kilka metrów. Wzruszył ramionami i pchnął okiennicę. Otworzyła się, ze zgrzytem. Wdrapał się na parapet i wyskoczył, efektownie lądując na trawie. Wstał i spojrzał w kierunku okna, na siostrę.
-
Również skoczyła. Bądź co bądź na tchórza wyjść nie mogła. Trochę to szczeniackie, ale tak było.
-
Podszedł do miejsca, gdzie padał cień iglicy. Słońce było nisko, ale nie aż tak, jak potrzeba.
- I co będziemy tu kopać?...
-
-Chyba tak. W każdym razie nie mam innego pomysłu.
-
Usiadł na ziemi.
- To chyba jeszcze chwilę musimy poczekać - wyjął z kieszeni inny nóż. Ten miał szersze ostrze, więc mógłby posłużyć do kopania.
-
Skinęła głową milcząc.
-
Zaczął obracać nóż w dłoniach, z braku zajęcia.
-
Spojrzała w niebo mrużąc oczy
-
Connor:
Westchnął. Nie cierpiał nic nie robić. Spojrzał w stronę zachodzącego słońca, z niemą prośbą, by się pośpieszyło.
-
Dłuuugooo jeeeeszczeeee?
-
// To napisz, że już xD
-
Zmarszczyła nos, co nadało jej wygląd niezadowolonego życiem króliczka (xD).
-To chyba już-wymamrotała.
Oooo... To ma sens. :D
-
Podniósł się natychmiast z ziemi.
- Nareszcie - mruknął. Oznaczył "x"-em na ziemi punkt, gdzie miał kopać i zabrał się do roboty. Robił to z takim zapałem, że gdy po chwili natknął się na coś twardego, złamał nóż. Fragment ostrza odprysnął i zranił Connora w policzek.
- Ku*wa, ale teraz szajs robią... - posłał parę nieprzychylnych określeń pod adresem producenta i wyciągnął to twarde coś z ziemi już palcami. Kolejna skrzyneczka.
-
Spojrzała na skrzynkę ignorując słowa brata.
-Otworzy się sama czy potrzebujemy klucza?
-
Obstukał ją trochę, by co z grubsza oczyścić z grudek ziemi. Sięgnął po swój kluczyk, bo tutaj również była kłódka. Włożył go do niej i próbował przekręcić. Nie dało się. Spróbował ponownie. Nic.
- Nie pasuje - stwierdził z rozczarowaniem, podnosząc głowę i spoglądając na Alyss.
___________
Zgadnij, kto ma drugi kluczyk xD
-
Ezio?
-
// Brafo! xD Tylko, że Connor nic nie wie w ogóle o drugim kluczyku xD
-
-Musi być inny kluczyk. Skąd masz swój?
//xD
No to mają problem.
-
- Od ojca... Znaczy się, ojczyma... - odparł, bez szczegółów.
-
//Ezio na razie pozbywa się 'Młodej' xDD
-
-Może być... Drugi? Wiesz cos o tym?
//xD
A ja mam pomysł... Na Młodego. Znaczy się, bo Lyssie wychowywała dziecko. Wilkokrwistego.
-
Connor:
- Gdybym wiedział, to bym już kombinował, jak go zdobyć... - mruknął - Ciemno się już robi...
_______
Że to miałaby być Twoja nowa postać?...
-
-Może nie dostrzegasz tego, co jest na wyciągnięcie ręki. Trzeba spojrzeć z inne strony.
Nie ffiem. Szkoda mi kończyć z Alyss.
-
Connor:
- Aii... Weź mi tu nie filozofuj - mruknął, obracając skrzynkę w rękach i szukając na niej jakiej-kolwiek wskazówki. W końcu położył ją na ziemi i próbował sforsować zabezpieczenia kamieniem, potem złamanym nożem. Bez skutku. Zniecierpliwiony wytarł rękawem krew ściskającą mu już do ust.
__________
Przecież nie musisz kończyć Alyss xD
-
-Nie siłą idioto.-uśmiechnęła się rozbawiona-Tutaj chodzi o klucz. Skoro jeden miałeś ty, drugi musi mieć ktoś spokrewniony dość blisko z tym, kto ci go dał.
//Niby tak... Hmmm...
-
Connor:
- Nom, tylko ciekawe, kto?... - rzucił z przekąsem. Zawsze zastanawiał się, czemu ten kluczyk dostał on, a nie ... - ... Ezio?!
-
-Prawdpodobne. Bardzo prawdopodobne. Trzeba go znaleźć.
-
Connor:
- Szukaj wiatru w polu - westchnął Connor - Jego od małego nigdy w domu nie było. Wiecznie gdzieś przygód szukał.
-
-Skąd ja to znam.-uśmiechnęła się zaskakująco ciepło na wspomnienie chłopca, którym musiała się zająć. I którego tak polubiła.
-
Connor:
Rozłożył bezradnie ręce.
- To co robimy?...
Tymczasem powoli zapadała noc...
-
-Nie wiem. Jeśli ma klucz, potrzebujemy go.
-
Connor:
Wyjął z kieszeni swoją komórkę i wybrał, bez przekonania, numer brata. Oczywiście, ten nie odebrał.
-
Spojrzała na brata.
-
Connor:
- Nie odbiera, a nadajnika GPS niestety mu pod skórę nie wszczepiłem - wyszczerzył się.
-
-Zaniedbałes tak ważny szczegół. -uśmiechnęła się ciepło po czym dodała-Mógłbyś przynajmniej znaleźć zwłoki po śmierci.
-Nic nie zdziałamy bez klucza, więc równie dobrze możemy się stąd zabrać.
-
Connor:
- A co? Śmierci mu życzysz? Jest upierdliwy, owszem, ale jeśli kopnie w kalendarz, to się już raczej nie dowiemy, gdzie schował kluczyk - znów się wyszczerzył - I co z tym by tu zrobić?... - mruknął, ni to do siebie, ni do siostry. Miał na myśli szkatułkę.
-
-Działa mi na nerwy, ale nie jest taki zły.-uśmiechnęła się ciepło.-Ty tu jesteś mężczyzną, ja mam tylko ładnie wyglądać.
Uśmiechnęła się szerzej spoglądając na brata z ukosa.
-
- Bardzo zabawne - ziewnął - Jak dla mnie, to mi tu odpowiada i mógłbym się tu kimnąć... A braciszka poszukamyy jutrooo... - ponownie ziewnął.
- Idziesz do domu?...
-
-Nie zostawię cię tu. Jeszcze dostaniesz nożem w plecy i mogę skreślić następną osobę z listy rodzinnej.-uśmiechnęła się.
-
- Hah... - prychnął - Powiedz lepiej, że boisz się, żeby mi ktoś nie buchnął skrzyneczki - zaśmiał się, poklepując przy tym szkatułkę.
-
-Jeśli śpisz jak kamień, to mogłoby się tak stać. -prychnęła rozglądając się nieufnie dookoła.
-
- O co ty mnie podeeee...jrzewaasz?... - mruknął - Jak chcesz, to ty możesz się tym zaopiekować.
-
Prychnęła siadając na ziemi. (O ile wczesniej nie usiadła)
-
Connor:
Położył się na ziemi, podkładając ręce pod głowę. Przymknął oczy, z zamiarem otworzenia ich za chwilę, ale... zasnął.
-
Usmiechnęła się spoglądając na brata. Strażnik pełną gębą, nie ma co.
-
Connor:
Żeby było ciekawiej, zaczął jeszcze pochrapywać przez sen.
-
Parsknęła tłumionym śmiechem. Rozejrzała się dookoła sprawdzając, czy nikt nie wykorzystuje chwili ich nieuwagi.
-
Connor:
Ocknął się. Gwałtownie się podniósł, przecierając oczy i spoglądając na siostrę.
- C-co jest?...
-
-Zasnąłes jak niemowlę, nie miałam serca cię budzić.-znów spojrzała na brata.
-
Connor:
Posłał Lyss zdegustowane spojrzenie i znów rozłożył się na trawie. Tym razem wlepił wzrok i gwiazdy i starał się nie zasnąć, co było prawdziwą męką.
-
Objęła rękoma kolana i oparła na nich głowę. Wcześniej narzuciła na głowę kaptur.
// Chyba wprowadze Logana =3
-
// Że tu? W środku nocy? xD
W końcu jednak, po odnalezieniu kilku gwiazdozbiorów na niebie, znowu zamknął oczy i odpłynął w senną nicość.
-
//Tag =3
I będę pisać obiema postaciami z jednego konta, bo przełączanie się między nimi sprawia, że komputer jeszcze bardziej zwalnia. Już i tak jedną wiadomość kilka minut wysyła.
-
Również zaczęła przysypiać. Co prawda, utrzymywała jeszcze jako taki kontakt z rzeczywistością, ale powoli stawało się to coraz trudniejsze. Nie zauważyła więc drobnego cienia, który zbiegał między murami. Postać była wyraźnie nauczona poruszania się w terenie. Szczególnie trudnym. Cień zbliżył się i skoczył wyrywając dziewczynę z sennego otępienia. Potoczyli się kawałek dalej, żadne nie wydało z siebie dźwięku. Do czasu. Po chwili w nocnej ciszy rozległ się głuchy zgrzyt trących się o siebie kawałków metalu. Obie postacie miały taką samą broń: rękawice, z których wystawały teraz długie, metalowe szpony.
Alyss leżała na ziemi przygnieciona nieznajomą postacią. Z całą pewnością było to jeszcze dziecko, prawdopodobnie chłopiec. Miał na sobie zbyt duży i ciężki płaszcz, a kaptur nie pozwalał na zobaczenie jego twarzy.
// Tak ten cien to Logan... Nie skrzywdzić mi go tam za bardzo.
-
Zgrzyt metalu obudził śpiącego chłopaka. Nie miał wcale tak głębokiego snu, jakby mogło się wydawać. Gdy tylko zorientował się, że jego siostrze zagraża jakieś niebezpieczeństwo - zaraz opadły z niego resztki senności. Skoczył na tajemniczego osobnika z boku, zrzucając go z Alyss, i przygwoździł do ziemi. Bez wątpienia przeciwnik był młodszy, a więc Connor miał od niego większe szanse. Był cięższy i pewnie trochę silniejszy. W końcu od małego ojczym trenował go na wojownika. Brał też udział w wojnie, co oznaczało bardziej zaawansowany poziom w sztuce walki.
__________________
Tjaaa... Niech się trochę poleją po pyskach xD
-
Chłopak zaczął się miotać próbując uwolnić z uścisku. Alyss podniosła się z ziemi. Chłopak zamachnął się pazurami, jednak schował je po chwili namysłu. Spod kaptura spoglądał na Connora buntowniczo. Tak naprawdę nie chciał nikomu zrobić krzywdy.
Wybrał odpowiedni moment, i zaczął się szarpać. Udało mu się uwolnić rękę i zaatakować.
A później prawdziwa, męska przyjaźń... xD
-
// A nie? xD
Mało nie wypuścił chłopaka, zaskoczony trochę jego atakiem. Żeby się zrewanżować - rąbnął go z pięści w szczękę. Nie przyłożył przy tym zbyt wiele siły, żeby nie pogruchotać mu kości. W końcu nie chciał wyjść na tego, co bije dzieci. Ale smarkaczowi trzeba przecież pokazać, gdzie jego miejsce.
- Czego chcesz?! - warknął, przez zaciśnięte zęby.
-
Milczał. A Lyss myślała intensywnie. Znała tylko dwie osoby o takich rękawicach... No i sama takie miała. Prychnęła w duchu. To nie mógł być on. Logan.
Pochyliła się nad chłopakiem. Obdarzył ją prawdziwie wściekłym spojrzeniem. Zgarnęła jego prawą dłoń, niby to chcąc przyjrzec się rękawicy. Wiedziała co się teraz stanie. Mały spróbuje szczęścia.
Miała rację, chłopak wysunął pazury, które zatrzymał się kilka centymetrów od jej oczu.
-Ze mną nie ma tak dobrze... Sama je robiłam wiem jaką mają długość-uśmiechnęła się zawadiacko postukując w metalowy pazur.
-Możesz go puścić. Wiem kim jest.-powiedziała do Connora.
-Witaj, Logan.Sądziłam, że nie zyjesz.
//A jak! Tak to chyba działa.
-
// xD
Spojrzał na siostrę ze zdziwieniem malującym się na twarzy. Zrobił to, o co prosiła, aczkolwiek niechętnie. Uważnie śledził wzrokiem każdy, najdrobniejszy ruch dzieciaka. Gotowy był znów mu przywalić, gdyby ten zdecydował się ponownie zaatakować Alyss. Raczej nie martwił się, że chłopak mógłby rzucić się na niego.
-
Chłopak milczał. Podniósł się i tak stał z pochyloną głową. Potem zaczął się cofać. Ostrożnie.
-Nie uciekaj. To nic nie da. Nigdy nie dawało-Alyss odezwała się do niego z dziwną nuta w głosie.
-Connor, to jest Logan. Wychowałam go. No może trochę on mnie.
-
Connor:
Mruknął tylko coś pod nosem, na znak, że przyjął do wiadomości.
-
-A on?-spytał Logan. Miał dziwny głos, jak ludzie którzy dużo przeszli. Nie pasujący wcale do tak młodego ciała. Trochę jakby pomylono się przy wklejaniu dusz.
-Mój brat.-mruknęła Lyss.
Chłopak zamrugał.
-Nie miałaś rodzeństwa-odruchowo się zjeżył. Jakby ktoś mu właśnie chciał coś odebrać.
-
- Ale teraz ma - stwierdził zjadliwie - A co? Nie cieszysz się?
Przypomniał sobie o drewnianym pudełku. Co on z nim zrobił? Chyba zostało gdzieś w trawie... Odnalazł skrzyneczkę wzrokiem. Dobra, jest.
Znów przeniósł wzrok na Logana. Do gustu to on mu szczególnie nie przypadł. Jakiś dziwny był.
A tymczasem powoli zaczynało świtać...
-
-To zależy, co ona o tym sądzi. Z tego co wiem, nie znaliście się dwa lata temu.-warknął.
Alyss zrobiła coś w stylu facepalma.
-Macie zamiar się spierać?
Logan posłał jej długie spojrzenie.
-Wpadłem przez ciebie. Ten sam dostawca.-mruknął niezadowolony.-Nie bardzo mogłem sobie sam poradzić.
-
- A wyobraź sobie, że nasza kochana Alyss ma nie tylko jednego brata - uśmiechnął się szeroko.
Spoważniał i spojrzał krzywo na chłopaka. Byłemu ćpunowi te słowa mogły kojarzyć się tylko z jednym...
Przeniósł pytający wzrok na siostrę.
-
-Ćpał. Ja też. Morfina w głównej mierze. Potem wzięliśmy się za kokainę. Kompoty, susz, zupki. I dożylnie.-wyjaśniła spokojnie. Loganowi na dźwięk tych momentalnie "zaświeciły się" oczy. Czyli jeszcze całkowicie nie wyzdrowiał. Jeszcze w tym siedzi.
-Lyss, może się dowiem, że masz gromadkę sióstr i braci, co?-spytał Logan rzucając zaczepne spojrzenie w kierunku Connora by ukryć swoje wcześniejsze podniecenie, po usłyszeniu nazw narkotyków. Był ich głodny. Dalej.
-
Zaklął, kiedy Alyss zaczęła to wszystko opowiadać. Nie mógł ich potępiać skoro sam też kiedyś brał i do tego wciągnął w to swoją dziewczynę... No i w sumie przez niego zmarła, przedawkowała... Nie miał zamiaru jednak się do tego przyznawać. Ucierpiałaby na tym jego męska duma. Odwrócił odruchowo wzrok, nawet nic sobie nie robiąc z zaczepki Logana.
-
Otrząsnęła się.
-Skończyliśmy z tym. Oboje-mruknęła przenosząc spojrzenie na Logana.
-
- To dobrze... - mruknął. Tylko wzrok miał trochę jakby nieobecny. Upierdliwa wyobraźnia podsuwała mu przed oczy widok wesołej, a za chwilę umierającej Jessici. Uszczypnął się dyskretnie, by wrócić do rzeczywistości.
-
Spojrzała na Connora.
-Ty też-powiedziała cicho. Była pewna, że jej brat kiedyś ćpał. Czyżby rodzinne?
Logan westchnął ciężko.
-
Potwierdził milczeniem. Wstyd mu było, mimo, że oni też brali i w sumie był "wśród swoich".
-
-Szukałaś mnie?-spytał Logan. Ściągnął z głowy kaptur, przez co jego dwukolorowe oczy jeszcze bardziej przyciągały spojrzenie.
-Nie. Stwierdziłam, że nie miałes szans stamtąd wyjść żywym. Pościg deptał mi po piętach. Przepraszam.
-
Zerkał to na Alyss, to na Logana. Z każdą chwilą robił się coraz bardziej... zazdrosny o siostrę.
-
-Ja cię szukałem. Nie bardzo w to wierzyłem, ale jednak. Zostawili mnie pędząc za tobą. Poza tym, kiepsko radziłem sobie sam. Przez cały ten czas żywiłem się głównie surowym mięsem. Ludzie są źli i wolę nie zbliżać się do miast.
Alyss posłała ciężkie spojrzenie Connorowi.
Takie pozostawiła młodemu zdanie o ludziach. Kiepsko.
-
W tym akurat Connor zgadzał się z Loganem. Nie przepadł za ludźmi, ale nie widział też w tym większego problemu. Nie powiedział jednak tego głośno.
-
-Jak widze ułożyłaś sobie życie-prychnął Logan i cofnął się o krok.-A myślałem, że jednak mnie lubisz.
-To nie tak. Miałam siedzieć i płakać? Wolałam przeżyć. Trochę się co prawda pozmieniało. Weź pod uwagę fakt, że sądziła, że nie żyjesz.
-Myślałem podobnie. Ale w przeciwieństwie do ciebie nie znalazłem sobie ciepłego mieszkanka i gromadki rodzeństwa. Nie próbowałem zapełniac na siłę pustego miejsca.
Alyss powoli pokręciła głową.
-To źle.
-
Odchrząnął.
- Będziecie teraz sobie wyrzucać, co zrobiliście nie tak? I tak nie cofniecie czasu. Co było, to było. Nic się nie odstanie, więc nie widzę sensu tego rozpamiętywać - mruknął. Jego matka często mu to powtarzała. Może mówiąc to, sama wspominała to, co zrobiła najokropniejszego - porzucenie własnej córki. Może próbowała się w ten sposób jakoś usprawiedliwić?... Z kolei Connor zawsze wypowiadając te słowa myślał o Jess. Jednak nauczył się już stosować je w praktyce. Żałuje tego, co zrobił, ale co teraz poradzi? Nie wróci jej życia pustym gadaniem, czy rozmyślaniem.
-
Oboje umilkli i spojrzeli na Connora. Logan uniósł brwi, a Alyss zamrugała szybko.
-Zgoda. Connor ma rację. Nie spodziewałbym się tego akurat po nim, ale ma rację-prychnął Logan.
-
Utkwił w Loganie morderczy wzrok. W tej chwili był pewny, że za którymś razem nie wytrzyma i przyłoży smarkaczowi ponownie w szczękę. Tyle, że mocniej. Ale jeszcze nie teraz.
-
Logan odpowiedział Connorowi podobnym spojrzeniem. Nie polubił go. Alyss zauważyła to spojrzenie i dźgnęła go palcem.
-Nie kłóć mi się tu. Nawet na spojrzenia.
-
Uśmiechnął się ironicznie.
-
Prychnęła.
-Masz tu klucze do mojego mieszkania i adres-podała mu kartkę i klucze.-Nie musisz iśc od razu, ale nie wałęsaj się w skórze wilka. To nie jest las, a my nie jesteśmy już dziećmi. Coś popsujesz i po nas.
Logan spoważniał i skinął głową. Naciągnął kaptur na oczy.
-Tak przy okazji, skąd masz ten płaszcz?-Lyss nie przypominała sobie, by miał go przy ich ostatnim spotkaniu.
-Ukradłem. A raczej zabiłem właściciela.-warknął Loga i odszedł.
Alyss pokręciła głową z nagłym znużeniem.
-Źle go wychowałam.
-
- Nie wszystko zależy od wychowania - bąknął, chcąc trochę pocieszyć siostrę.
-
Alyss:
-To akurat chyba zależy. Wmówiłam mu, że wszyscy są źli i chcą go zabić. Co prawda, wtedy tak było.
-
- To skoro wtedy tak było...
-
Alyss:
-Wychowałeś kogoś? Ja się nigdy na matkę czy też starszą siostrę nie nadawałam. A tu przychodzi taki wilkokrwisty i trzeba go nauczyć co i jak. Popełnisz jeden błąd, cała lawina leci-westchnęła ciężko-Szkoda mi małego, jego ojciec coś miał do niego i do mnie zresztą też.
-
Connor:
Rozłożył bezradnie ręce. On nigdy nikogo nie wychowywał. Ezio się nie liczy, bo ten się sam sobą zajmował. Więc Connor nawet jako starszy brat się nie miał jak wykazać.
-
Alyss:
-Dobra, nie będę się tu już użalać. A co z tą skrzynką, co?
-
Connor:
Wzruszył ramionami. Nie miał zielonego pojęcia. Było to dobrze widać po jego twarzy.
-
Alyss:
Westchnęła.
-
Connor:
Podniósł z ziemi skrzynkę. Zaczął się jej przyglądać uważnie. Może jednak dałoby się sforsować kłódkę? Nie chciało mu się po całym mieście szukać brata.
-
Alyss:
Spojrzała na Connora, później przenosząc wzrok na skrzynkę.
-
Burknął coś pod nosem, zrezygnowany.
-
//Alyss i Connor idom na zebranie?
-
// Idom, idom! xD
-
//Idiom? Aaaa.. Idooom... Cholerne idiomy
Alyss:
-Nie ma przypadkiem jakiegos zebrania?-spytała
-
// Że what?... xD
Zmarszył brwi. Jakiego zebran...? A, no tak...
- Noo... Chyba miało być coś dzisiaj.
-
-Idziemy?-przekrzywiła głowę spoglądając na brata.
-
Wsadził skrzynkę pod pachę.
- To idziemy - mruknął i poszedł w stronę miejsca spotkań Asasynów.
-
Wyszła.