Amazing Monster Wolf's World
Obrzeża => Lasek => Wątek zaczęty przez: Ezio w Listopad 29, 2014, 11:52:11
-
Niewielka rzeczka, biorąca swój początek z gór. Płynie w niej czysta, chłodna woda. Idealne miejsce na odpoczynek latem.
(http://www.fotoz.pl/zdjecia/2009_06/large/img_7005_41bj7x45b3.jpg)
-
Weszłam rozglądając się na boki. Kucnęłam jak najbliżej rzeczki i zanurzyłam ręce w zimnej wodzie.
-
Wstałam i jeszcze raz się rozejrzałam. Żadnej żywej duszy. Trudno. Usiadłam na ziemi.
-
Weszła wiedziona dziwnym przeczuciem. Szybka przemiana i juz stała w postaci wilka. Węszyła nerwowo, wyczuwając zapach wroga. Miała nadzieję że Logan jest bezpieczny.
-
Wielkiego białego wilka dostrzegła niemal od razu. Wyprostowała się odruchowo. Miał drwiący uśmiech. Tryumfujący. Skrzywiła się. To było do przewidzenia. Ojciec Logana. Z Dannylem kiedyś zaleźli mu za skórę. Niechcący.
-
Zaatakował. Pierwszy nagle. Na początku myślała, że ma przewagę. Z tego co pamiętała, nie umiał za bardzo posługiwać się wilczą postacią. To się zmieniło. Jego kły sięgnęły jej barku i rozorały go. Wodę zabarwiła krew.
-
Zaczęła się wściekła kotłowanina. Nie chciała go zranić. I za ta niechęć miała dziś zapłacić.
(http://38.media.tumblr.com/1c7603ea63a727f9f97db685dfcf0f18/tumblr_n2phmfwJIF1ttgg8oo1_400.gif)
Był silniejszy, cięższy. W pewnym momencie się pośliznęła na kamieniach. Chwycił ją za kark i przygniótł do ziemi niczym nieposłuszne szczenię.
-
Gdy dostatecznie ją ogłuszył puścił. Leżała jak martwa, ciężko dysząc i przeklinając własną głupotę. Szarpnął ją za miękki brzuch wlokąc po ostrych kamieniach. Nie wydała z siebie najmniejszego pisku czy skowytu. Zacisnął szczęki mocniej przebijając się przez skórę. I wtedy się odwinęła. Skorzystała z tego, że upajał się swoim zwycięstwem.
(http://stream1.gifsoup.com/view2/1656766/wolfs-rain-final-battle-2-o.gif)
Jeden mocny chwyt w okolicach gardła i basior tarzał sie po ziemi w agonii obficie plamiąc krwią teren. Na nieszczęście Lyss wcześniej zaciśnięte szczęki rozerwały brzuch. Była bez szans na przeżycie. Przez dziurę widać było pulsujące organy wewnętrzne.
//Jak się bawić to się bawić. No, zdychaj postaćko xD
-
//Przesadzasz...
-
//Dlacego?
-
// Pfuuuuj... A idż!
-
//O.o czemu cię to brzydzi?
-
// Zawsze flaki na wierzchu mnie brzydzyły... Brr...
Przysłać Connora? Nie wiem, co mam tera z nim robić... Trochu się nudny robi... Może go potem psiarnia zgarnie...
-
//Możesz przysłać. Ja dołączę Logana późnej... A, Lyssie jeszcze nie zdechła ona musi mu wytłumacyc kilka spraw.
-
Przybiegł, lecz nagle się zatrzymał. Prawie, że się wrył w ziemię, na widok tak poharatanej siostry. Znów zaczął się obwiniać - dlaczego nie przyszedł wcześniej?... Szybko przybliżył się do Lyssie i uklęknął koło niej. Z tego, co zobaczył, doszedł do wniosku, że walczyła z leżącym niedaleko basiorem.
- Chole*a, Lyss...!
-
Wyszczerzyła się w wilczym uśmiechu i machnęła ciężko ogonem. Chciała wstać tylko, że, kurczaczki, słabo jej to wyszło bo łapy odmówiły posłuszeństwa. I znów legła na ziemi jak szmaciana laleczka. Patrzyła na brata rozbawionym wzrokiem. Tak, teraz cały świat ją bawił. Śmieszna krew. Śmieszna rana. Śmieszny trup obok. Śmieszna ona, bo zaraz też stanie się o takim fajnym, skostniałym trupem.
Logan znalazł się tu wiedziony zapachem krwi. Poznałby go wszędzie, podobnie jak odgłosy walki. Stanął jak słup soli widząc leżącą na ziemi opiekunkę i zwłoki obok niej. W myślach klął tak, że nie powstydziłby się tego szewc czy kowal.
Zignorował Connora. To nie był czas na sprzeczki i kłótnie.
-Zawsze pakujesz się w kłopoty-prychnął cicho pochylając się na ciałem i delikatnie przejeżdżając ręką po sierści.
Próbował się jakoś trzymać nie dopuszczać do siebie wiadomości o niedalekiej lecz pewnej śmierci Alyss.
-
Nie mógł wydusić z siebie ani słowa więcej. To było dla niego zbyt ... traumatyczne. Dopiero stracił brata, teraz siostra wybiera się na tamten świat. Nie miał złudzeń. Ta rana była śmiertelna. Nic* nie już nie pomoże...
Nie zareagował nawet na pojawienie się Logana.
_________
* Pomińmy magiczną Marysię ::) xD
A ten tego... Jakby to pięknie wyglądało... Mogliby się pogodzić nad grobem dziewczyny, na której każdemu z nich zależało... xD
-
Z trudem sie przemieniła. Zapłaciła za to atakiem kaszlu, który nie pozwalał złapać jej powietrza do płuc. Gdy udało jej się w końcu pozbierać, rzuciła im surowe spojrzenie.
-No, skąd te grobowe miny? Jeszcze żyję, choć niedługo. Logan.... Ten wilk, to twój.... ojciec.-wydusiła z zsiebie te słowa z trudem.
Chłopak podniósł głowę z początkowym zainteresowaniem wlepiając wzrok w ciało wilka.
A może ziółka nie działają na rany zadane przez wilkokrwistego w wilczej formie?
A to drugie... Takie... Kurczaki... Jak z romansidła trochu. Ale najbardziej pasuje do sytuacji
-
// Nwm... Connor w każdym razie ich nie zna xD
Przygryzł dolną wargę, uporczywie milcząć. Po chwili poczuł w ustach słodkawy smak. Nie przejął się tym jednak. Myślał jedynie o tym, że za chwilę zostanie bez siostry. Przerażało go to.
-
-Dlaczego?-jedno pytanie z ust Logana i tak wiele znaczeń.
Chwilę powstrzymała się przed odpowiedzią zbierając siły.
-Zrobiliśmy mu kiedys dużą krzywdę. Ja, Danny i kilku innych. Nigdy nam nie wybaczył.
-Co takiego...?-Lyss nie dała mu dokończyć.
-Zrobiliśmy? Zabiliśmy twoją matkę Logan. A ja spowodowałam twoją pierwszą przemianę. To była zemsta. Udana. Nie mam do niego żalu. Tak po prostu musiało być-ostatnie słowa powiedziała bardziej do Connora niż Logana wpatrującego się w nią przerażonym wzrokiem.
-
Gdyby był choćby odrobinę mniej zahartowany, nie potrafił by już w tej chwili w ogóle racjonalnie myśleć.
Spróbował się trochę ogarnąć. Pochylił się lekko nad siostrą. Nie interesowało go, co wcześniej zrobiła. On święty również nie był.
- Proszę cię, walcz - powiedział twardo, aczkolwiek rozedrganym głosem. Jak mawiają, nadzieja umiera ostatnia. Tak i on w tej chwili gotów był wierzyć, że siostra przeżyje. W akcie desperacji chciał już nawet dzwonić po karetkę...
-
Parsknęłaby śmiechem, co prawda, nieco udawanym, ale jednak. Z tym, że śmiech skończyłby się zadławieniem własną krwią, która zaczynała cofać się do przełyku skąd trafiała również do płuc poprzez uszkodzoną nagłośnię.
-Walcz? Walczyłabym gdybym chociaż miała o co. Ja marzyłam o śmierci taka jak ta, od kiedy rozszarpałam na strzępy zabójców Dannyla. Bo nagle skończyła mi się motywacja do życia. Śmieszne, że nigdy nie miałam dośc odwagi by zrobić to na własnych warunkach i choćby się powiesić.
Logan milczał z ciężko zwieszoną głową. Nie potrafił teraz mówić. Zacisnął nerwowo dłonie w pięści.
-
- No wiesz? A ja... my... nic dla ciebie nie znaczymy? - przełamał się, rzucając krótkie spojrzenie na Logana.
-
-Znaczycie całkiem sporo, jak na osobę tak bardzo egoistyczną jak ja. Ale ja już się poddałam.
-
- Asasyni się nie poddają! - zawołał z zapałem.
-
-Naprawdę? Pomyśl... Nigdy się nie poddałeś?-rozkaszlała się na nowo. Z każdą chwilą robiła się coraz bledsza. Z zamyśleniem spojrzała na swoją ranę i dłoń unurzaną(?) we krwi.
-
Na chwilę umilkł. Opuścił głowę.
- Ale ty musisz walczyć... - powiedział ściszonym głosem.
-
-Dlaczego? Powiedz mi no, dlaczego akurat ja muszę walczyć? Mi się to nawet podoba. O ile istnieje jakieś życie poza tym. Sądzicie, że istnieje?
-Takie niebo?-wtrącił Logan unosząc brew.
-Niebo to raczej nie w moim towarzystwie.
-
Nic już nie powiedział, tylko utkwił wzrok w ziemi.
-
Tykła brata palcem.
-Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Jesteś dużym, samodzielnym chłopcem to sobie poradzisz.
-
Spróbował wymusić uśmiech, choć wcale go to nie bawiło.
-
-No duzi chłopcy, jakoś dacie radę. Tak więc uszy do góry. Nie będziem płakać nie będziem biadać, nie będziem na życie targać się.-zacytowała z uśmiechem.
//cytat z piosenki zespołu, który luuubiaaam.
-
Connor:
Zastanawiał się, czy Alyss rzeczywiście wcale nie dba o swoje życie, czy jedynie udaje przed nimi. Spojrzał na nią uważnie, ale nie potrafił w tej chwili nic wyczytać z jej twarzy.
-
Odwróciła wzrok. Tak naprawdę cholernie się bała. Zawsze sądziła, że ten moment będzie najwspanialszy w życiu. Nigdy nie chciała miec tatusiowatego męża i gromadki dzieciaków. Ona chciała umrzeć. Może dlatego, że jedyna osoba, która odważyła się pokochać ją, nie żyła. I nigdy mu nie powiedziała, że go kocha. A teraz durnie boi się śmierci.
-
Connor:
- Alyss... - zaczął, ale nie wiedział w sumie, co ma powiedzieć, więc nie skończył.
-
-Rzeczywiście tak mam na imię-prychnęła. Bo nagle zrobiło się poważnie. A Lyss wolała bronić się fałszywą wesołością przed strachem.
-
// Nwm, co pisać... Nigdy jakoś jeszcze nie gadałam z umierającą siostrą, o której istnieniu dowiedziałam się nie tak dawno... xD
Wciągnął powietrze, jakby miał zamiar coś powiedzieć, ale po chwili je wypuścił. Próbował coś wymyślić, co mógłby powiedzieć, układał parę wypowiedzi, ale z każdej po kolei rezygnował. Nie skoro szło mu gadanie w takiej sytuacji...
-
//Cholera ja też nie wiem. W filmach zawsze w myślach wołam "Umrzyj"
Odwróciła wzrok spoglądając na Logana. Oboje milczeli, bo tyle im wystarczyło. Spędzili ze sobą dość czasu, by powiedzieć sobie wiele ważnych rzeczy.
-
// It is t h e e n d of my wena ;___; xD
-
//To ja może już ją umrę?
-
// Byłabym Ci wdzięczna xD
-
//Dobra, co się bedziem gapić w ckliwe gadki =33
Całkiem straciła kolory. Powoli leciała w mrok, skradał się on bokiem, gdy odwracała wzrok. Już nawet nie próbowała kaszleć. W milczeniu gapiła się w niebo. A potem po prostu zamknęła oczy. Tak zwyczajnie. I przestała oddychać. Tak zwyczajnie. Bo śmierć wbrew pozorom zawsze jest zwyczajna. Nie przychodzi nagle ona skrada się, by ująć cię za rękę i odprowadzić do lepszego miejsca.
//A więc... She die.
-
Zwiesił posępnie głowę. Jego świat właśnie runął. Wraz z odejściem siostry stracił ostatniego krewnego. Nie miał już rodziny, czyli tego, co było dla niego najważniejsze. Zerknął na martwą Lyssie. Nie miał nawet psychicznej siły, by kląć, jak zwykle. Posłał krótkie spojrzenie Loganowi.
-
//O, o mam pomysł! Bo tak szkoda mi trochu tak ucinać tę historię, więc Ciri bydzie siostrą Dannyla, jedyną która pamięta czasy kiedy Lyss i Dan byli razem. Ona miała tu przyjechać. Do Lyssie. One siem kontaktowały. I czo ty na to? Jakoś siem ją z Connorem zapozna.
Logan spuścił głowę. Potem wstał i bez słowa się przemienił. Odszedł kawałek i zaczął kopać, próbując tym zagłuszyć swój smutek. Nie obchodziło go to, że rani sobie łapy o kamienistą ziemię. Teraz już nic go nie obchodziło.
-
// Zapozna? Co przez to rozumiesz? xD
Ujął delikatnie chłodne dłonie Alyss. Zupełnie tak, jakby jeszcze żyła. Bo ona pozostanie żywa na zawsze, w jego pamięci. Nie zwracał w tej chwili zupełnie uwagi na chłopaka.
-
//Bez podtekstów! Zupełnie bez podtekstów. No praaawieeee... xD Ale ćśśśśśś
Znaczy siem że on dowie się kim ona jest. Kim jest on już tak nie koniecznie. I jeszcze jedna sprawa. Ciri nie akceptuje swojej wilkokrwistości niemal nie korzysta ze wszystkiego co się z nią wiąże. Przemienia się tylko wtedy kiedy trzeba. I nie umie wyczuć innych wilkokrwistych.
Logan skończył kopać, ale rzucił tylko jedno spojrzenie na Connora i pozostawił mu złożenie ciała do dziury (tak mi się przypomniały słowa mojego nauczyciela techniki... Dziura to jest w dupie! Tutaj masz otwór! O.o)
Zaczął kopać drugi dół, tym razem dla ojca. Nie znał tego człowieka i niewiele o nim wiedział. Ale co ojciec, to ojciec. Poza tym Alyss z pewnością chciałaby, żeby był on pochowany.
-
// Yyyy... Dobra xD
Nie ruszył się jeszcze przez dłuższą chwilę. W końcu podniósł się i wziął na ręce bezwładne ciało Lyss. Złożył ją w dole wykopanym przez Logana. Zdał sobie właśnie sprawę, że chowa już drugie ze swojego młodszego rodzeństwa. Drugie i ostatnie.
Świat jakby zaczął smucić się razem z nim, gdyż w tym momencie poczuł na sobie krople deszczu. Spadały z góry niezbyt gęsto, co jednak mogło się w każdej chwili zmienić.
-
//Albooo...Można by zrobić coś takiego jak Niewykrywalni. To mutacja genetyczna, wiążąca się z wilkokrwistością. Osoba z czymś takim jest niewykrywalna pod względem wilkokrwistości przez innych, ale sama również nie potrafi ich wykrywać. Takie coś za coś. Mogłoby się to objawiać bardzo późną lub wczesną przemianą i może jakimiś jej zaburzeniami. Kurczę, tworzę nowe choroby O.o
Zaciągnął ciało ojca do dołu. Potem po prostu je zakopał. Nie miał po co po nim rozpaczać. Wiedział tyle, że ten człowiek dał mu życie i nic poza tym.
Po wszystkim podszedł do Connora.
-
// Yyy... Jak tam chceeesz xD
Zakopał dół bez słowa. Nie mógł już patrzeć na ciało siostry. To było jak cięcie się, tyle, że psychiczne. Deszcz dalej padał i zrobiło się trochę ciemniej, bo niebo całkiem ukryło się za grubą warstwą chmur. Connor w końcu odlepił wzrok od ziemi i przeniósł go na Logana.
-
Zmienił się z powrotem w człowieka. Nawet nie próbował patrzeć na Connora wlepiając żałosny wzrok w ziemię. Mówi się, że coś się kończy, coś zaczyna. Dla Logana w tej chwili wszystko sie skończyło.
-
Pożegnał w myślach siostrę i ruszył przed siebie. Gdziekolwiek, jak daleko tylko nogi poniosą. Naciągnął kaptur bluzy niemalże na sam czubek nosa.
-
Ruszył w odwrotną stronę, bez słowa.
-
// Ehh... Ich się da w ogóle zaprzyjaźnić? xD
And... I haven't got any idea ;-;
Kiedy tak szedł, usłyszał cichy brzdęk. Zatrzymał się i rozejrzał. Na ziemi, koło niego leżał kluczyk Ezia. Wypadł Connorowi z kieszeni. Podniósł go i dowiązał do swojego, na sznurek, na szyi. Cicho westchnął. Siadł pod jakimś drzewem, z pochyloną głową, kompletnie ignorując pogodę.Podświadomie wsłuchiwał się w uspokajający szmer strumyka.
-
//Kurczę, trafiły się dwa typki, których się pogodzić nie da. A mówią, że postacie są uzależnione od naszych wyborów. Jak widac wcale tak nie jest .u.
Zatrzymał się kawałek dalej rzucając niechętne spojrzenie w stronę Connora. Jednocześnie przyszło mu do głowy, że trzeba będzie uprzątnąć rzeczy Alyss. Na szczęście miał klucz do jej mieszkania.
-
// Taaa... Może łatwiej by było, gdyby jeden miał jakiś spory problem, a drugi go uratował z opresji? xD A potem odwrotnie xD
Wziął do ręki średnich rozmiarów kamień, następnie zacisnął ją w pięść. Rozluźnił ją dopiero wtedy, kiedy poczuł, że krew zaczyna powoli ściekać po jego dłoni. Rzucił kamień z rozmachem do wody i ponownie zamarł w bezruchu, z miną niewyrażającą żadnych uczuć. Najcięższe boje rozgrywały się wewnętrz niego, nie na zewnątrz.
-
//Hmmm... Całkiem nieźle. Trza jeszcze jakoś Ciri wkręcić. Nah, ona jest taka, że jak Connora zobaczy to zwieje... Albo zaatakuje dla odmiany. Albo bydzie się jąkać. Takie nieśmiałe zwierzątko toto.
Skrzywił się. Starał się jakoś oczyścić umysł, myślec jasno ale nic z tego nie wyszło.
-
// Uhmm... To dawaj ją xD Bo nie chce mi się ciągle lać wody xD
-
W pewnym momencie na granicy drzew pojawiła się dziewczyna. Rozglądała się uważnie dookoła i najwyraźniej troszeńke zabłądziła. Zatrzymała sie na chwile spoglądając na skrawek papieru, który trzymała w dłoni.
Logan zauważył ją wcześniej niż ona jego. Cicho nieco się wycofał. Bądź co bądź, kto wie co to za ziółko.
//Ciri bydzie jedną z niewykrywalnych. Takie tam urozmaicenie.
-
Był zbyt pochłonięty rozmyślaniem, by dostrzec właśnie-przybyłą dziewczynę. Może by ją chociaż wyczuł (bo wilkokrwiś mają jakby mocniejszy zapach), ale przecież była jedną z tych "niewyrywalnych", czyż nie?
-
Dziewczyna zatrzymała się nieufnie wodząc wzrokiem dookoła, gdy usłyszała szelest. Jej zachowanie w jednej chwili się zmieniło. Z zagubionej turystki zaczęła przypominać doświadczonego myśliwego, kogoś kto doskonale wie, który odgłos wywołał ptak a który człowiek.
-
Podniósł kolejny kamień i również rzucił go wody. Potem jeszcze jeden i jeszcze... Aż w końcu, wkoło niego nie było już żadnych kamieni.
-
Plusk sprawił, że przestała stać w jednym miejscu jak słup soli, tylko kocim krokiem ruszyła w tamtym kierunku. Logan obserwował ją czujnie.
-
Teraz dopiero zorientował się, że w pobliżu jest ktoś jeszcze, oprócz Logana. Rozejrzał się czujnie i dostrzegł nieznajomą dziewczynę. Nie wiedział o istnieniu "niewykrywalnych", więc sądził, że jest zwykłym człowiekiem. Szybko się ogarnął, przynajmniej pozornie, i podniósł się z ziemi. Oparł się plecami o drzewo i spod kaptura uważnie obserwował obcą.
-
Cofnęła się jak oparzona gdy go spostrzegła. Przybrała maskę zagubionego dziewczęcia. Nie potrafiła stwierdzić kim on jest.
Logan tymczasem zmarszczył brwi wsłuchując się w swój umysł. Miał mgliste wrażenie, że ją zna. Albo znał kogoś kto był do niej bardzo podobny.
-Ja... Ja się zgubiłam-powiedziała półgłosem. To była prawda, przynajmniej częściowo. Bała się przemienić, więc nie potrafiła odnaleźć właściwej ścieżki.
-
Nie poruszył się. Właściwie, to nie powinno goto obchodzić. Zwłaszcza teraz. Ale może jednak jej pomóc? Co prawda, sam w tej okolicy nie przebywał jakoś strasznie długo, ale zdążył się już trochę rozeznać.
- Gdzie chcesz trafić? - odezwał się w końcu. W jego głosie znać było smutek, mimo, iż próbował to jakoś zamaskować.
-
-Szukam osoby o imieniu Alyss Vayolin.-powiedziała cicho. Z trudem powstrzymywała chęć ucieczki. Rzuciła za siebie niepewne spojrzenie i postąpiła krok w tył.
-
W pierwszym odruchu chciał się po prostu rzucić na dziewczynę. W jego uszach ta wypowiedź zabrzmiała niemal zaczepnie. Zaraz się jednak opanował. Przecież ona nie mógła wiedzieć, że Alyss właśnie...
Bez słowa ponownie usiadł pod drzewem, podciągnął kolana pod brodę.
- Nie mogę ci pomóc... - w końcu z siebie wydusił.
-
Gdyby nie wyraz oczu chłopaka prawdopodobnie dziewczyny już by tu nie było.
Spuściła wzrok nie bardzo wiedząc jak się zachować. Była pewna, że on znał Alyss.
-
- Nie mogę ci pomóc - powtórzył z naciskiem, czując, że dziewczyna dalej jeszcze tu jest. Nie patrzył na nią.
_____________
Well... Kulturą nie grzeszy...
-
//Taaa... Właśnie widać. xD
-Och... Okay-mruknęła. Cofnęła się jeszcze bardziej.
Logan tymczasem uświadomił sobie, że ta dziewczyna ma dużo wspólnego z partnerem Alyss-Dannylem. Te same popielate (tak określane były włosy Ciri w Wiedźminie i jako takie przedstawiono je w serialu więęc) włosy i zielonkawe oczy.
Wyszedł z ukrycia.
-Czemu jej szukasz?-spytał. Dziewczyna przerażona jego nagłym pojawieniem się odskoczyła w bok.
-Jest partnerką mojego brata. I moją przyjaciółką. Miałam u niej zamieszkać-odparła, bo chłopak wydawał się jej dziwnie znajomy. Jakby się kiedyś spotkali.
-
// Holendra... No i znowu nwm, co z nim zrobić... xD
Przysłuchiwał się rozmowie prowadzonej przez tamtą dwójkę, udając, że nie wykazuje tym zainteresowania.
-
-Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę?-prychnął Logan.
-A skąd ja mam wiedzieć, czy dobrze robię mówiąc ci to wszystko?-warknęła dziewczyna zezując niespokojnie w stronę Connora.
-Dobrze... W takim razie... Ja mam na imię Logan. Jeśli znałaś Alyss, to wiesz kim jestem.
Skinęła głową.
-Spotkaliśmy się kiedyś. Chociaż dość przelotnie, a ty byłeś wtedy dzieckiem. Alyss też tam byłą. Jeszcze w Rezerwacie. Jeszcze przed masakrą. Byłeś dzieckiem Alfy.-tutaj rzuciła jeszcze bardziej zaniepokojone spojrzenie na Connora.
-Spokojnie. On też to ma-powiedział Logan robiąc krok w jej stronę.
Momentalnie się spłoszyła i cofnęła. "Nie podchodź" niemal krzyczała mową ciała.
-
Podniósł głowę i spojrzał na nich. Na chwilę oderwał się od smutnych myśli, zajęty dziwnym zachowaniem dziewczyny.
-
Zatrzymał się. Nie chciał spłoszyć jej teraz, gdy miał szansę na dowiedzenie się czegoś o nie tylko swojej przeszłości, ale także o Alyss.
-To jest brat Alyss-rzucił kiwając głową w stronę Connora.
-Jestem Ciri. A ty musisz być Connor. Alyss mi o tobie pisała-powiedziała dziewczyna.
Logan drgnął po raz kolejny słysząc imię zmarłej opiekunki z jej ust. Ciekawe, jak on teraz ma jej to wytłumaczyć, hę?
-
Connor:
Upewnił się już, że dziewczyna nie była aż tak obca. Może i zachowała się... Niezbyt normalnie... Ale tam... Koniec cackania się. Odwrócił głowę, niby przyglądając się ptakom, które siedziały skulone w koronach drzew.
- Lyss nie żyje... - powiedział tonem niby spokojnym, aczkolwiek było w nim coś przerażającego i smutnego zarazem.
-
Głos Connora najwyraźniej kazał dziewczynie uwierzyć, że to co on powiedział jest prawdą. Patrzyła na nich szeroko otwartymi oczami, biegając spojrzeniem od jednego do drugiego. Logan widział w niej przerażenie i ból.
-Kusiła los pozostając tak długo w jednym miejscu kiedy Vincent na nią polował.-powiedziała Ciri.
Logan zrozumiał, że Vincent to imię jego ojca. I, że Alyss najprawdopodobniej przenosiła się dość często z miejsca na miejsce, by zgubić pościg. Nie wiedział natomiast co trzymało ja tutaj tak długo.
-
Connor:
Przez myśl przeleciało mu, że to być może przez nich. Przez niego. Może nie wyniosła się stąd, ponieważ znalazła braci?... W pierwszej chwili to go sparaliżowało. Z każdą chwilą coraz bardziej w to wierzył. On naprawdę był winny śmierci swojego rodzeństwa. To jego wina. To wszystko jego wina. Poczuł się nagle bardzo samotny. Jak wyrzutek, trędowaty. Sprowadził nieszczęście na najbliższych. Najpierw Jess, potem Ezio, w końcu i Alyss... Ta myśl była jak trucizna. Niszczyła go od środka i nie mógł nic na to poradzić. Nie mógł z tym walczyć.
W końcu wstał i, wsadziwszy ręce do kieszeni, poszedł dalej, dość szybkim krokiem. Byle dalej od tej dwójki, byle dalej od wszystkich. Nie chciał już nikogo skrzywdzić. Dlatego musi odejść.
-
Ciri powiodła spojrzeniem za Connorem. A jemu co? Być może źle zrozumiał to co powiedziała. Z listów otrzymanych od Alyss znała w pewnym sensie ich relację.
Logan niemal wbrew sobie ruszył za Connorem. Był jednym z tych, którzy muszą dowiedzieć się prawdy. Ciri z braku innych pomysłów podreptała grzecznie za nimi.
-
Connor:
Przystanął na chwilę, czując, że idą za nim.
- Czego chcecie? - mruknął. Zmierzył uważnie wzrokiem najpierw Logana, potem Ciri.
-
-Nie mam pojęcia czy nie zrobisz sobie krzywdy, bo coś źle zrozumiałeś. Nie mam ochoty być nawiedzanym przez ducha twojej siostry, bo nie zadziałałem w odpowiednim momencie.-warknął Logan.
Ciri tylko przekrzywiła głowę przypatrując im się bacznie. Nadal się bała co było dość nielogiczne.
-
- O to możesz być spokojny - prychnął.
______________
;-;
Jak tu można jeszcze rozbudować akcję?...
-
//Nwm... Kurczaczki, nie mam już pomysłów
-
// Nie no, teraz Twoja kolej xD
-
//Naah... A myślałam że cię wrobię... Na syrio nie wiem jak to zacząć =c
-
// A ja mam wiedzieć? xD
Odwrócił się na pięcie i miał już iść dalej, ale coś go powstrzymało. Wyczuł w pobliżu kolejny, obcy zapach. Nie dostrzegł jednak jego właściciela. Spojrzał przez ramię na parkę.
-
//Trolololo.. Parka mi się tylko z papugami przyjaciółki kojarzy. Takie... Prawdziwe (znalazłam nowe powiedzonko!) ^.^
Logan zamarł rozglądając się dookoła. Coś wybitnie było na rzeczy. Ciri czując napięcie nowych znajomych również się rozejrzała. Z zarośli wyszedł ku nim duży brązowy wilk, który w krótkim czasie zmienił się w dużego (xD), brązowowłosego chłopaka. Nieprzyjemnym spojrzeniem mierzył on w Logana.
-
Nie wiedział o co chodzi, ale jego niezawodny instynkt podpowiadał mu jedno - będą jakieś kłopoty.
-
Ciri postąpiła kilka kroków naprzód dziwnie spięta. Oddzieliła tym samym nowych znajomych od obcego wilkokrwistego. Obcego, niestety, jedynie im. Ona znała go aż za dobrze. Tym ruchem sprawiła, że jego wzrok nieco złagodniał, ale wilkokriwsty sprawiał wrażenie dość zaskoczonego.
-Ciri?-zmarszczył brwi gdy szybko skinęła głową.
-Co ty tu robisz? Podobno byłaś na misji.-mówił z dziwnym akcentem, czasami gubiąc słowa.
-Skończyła się. Pytanie, co ty tu robisz. -odparła rzucając nerwowe spojrzenia na Logana.
-Przyszedłem ukarać psa, który rozwalił Rezerwat. -mroczne spojrzenie znowu spoczęło na Loganie.
-
Connor:
Wbił w obcego świdrujące spojrzenie. Nie znał gościa, nie wiedział o co mu chodzi. I pewnie by się nim specjalnie nie przejął, gdyby ten nie miał ewidentnie złych zamiarów wobec Logana. Może i nie przepadał za gówniarzem, ale to w końcu był podopieczny Alyss, czyż nie? Tylko ze względu na nią Connor gotów byłby bronić Logana, gdyby zaszła taka potrzeba.
- Ktoś mi wyjaśni, co się tu dzieje? - mruknął, podirytowanym tonem.
-
Gdy tamten postąpił kilka kroków naprzód cofnęła się nieco.
-To jeszcze dzieciak, Sam. Nie możesz tego odłożyć. Co ci da zemsta na nieletnim?-rzuciła mu błagalne spojrzenie.
Prychnął.
-Co z tego, że dzieciak. Może ze mną walczyć.
Logan chciał się odezwać, ale Ciri nadepnęła mu na palce.
-Nie zna zasad i ...-nie dał jej dokończyć.
-Ciri, czy ty go bronisz? Rezerwat był tak samo twoim domem jak i moim. Nie chcesz jakoś się zemścić? Nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem, ale zmieniłaś się mała i to na gorsze.
To najwidoczniej miał być przytyk nawiązujący do jakiejś sytuacji z przeszłości, bo dziewczyna zjeżyła się i spoglądała na niego wrogo.
-Nie potrzebuję zemsty. To nie była jego wina. Bardziej nasza. I Vincenta.
-Tak, Vincent miał w tym wiele udziału. Może dlatego, że wziął sobie ludzką dziewuchę? A twoja psiapsióła (tak, to zaowalowana obraza) Alyss służyła jej jak pies właśnie.
-
Connor:
Ledwo się powstrzymał, by nie podejść i dać w zęby temu typkowi. On śmiał obrazić Lyss. On śmiał... Zmierzył go jedynie takim wzrokiem, od którego pierwszy lepszy kopnąłby niemal w kalendarz, ze strachu, ale nie odezwał się. Jakoś nie specjalnie interesowała go chęć zemsty owego Sama. Zacisnął pięści. Jeśli będzie chciał się bić, to chyba będzie musiał najpierw jego pokonać.
-
//Czy tylko ja mam wrażenie, że ten Sam jest popieprzonym samobójcą?
-Hej, chwila. A jeśli ja chcę z nim walczyć-Logan wydawał się być nieco zniecierpliwiony.
Ciri i Sam rzucili mu tak zdumione spojrzenia, że oczywistym było, że nie zakładali takiego posunięcia.
-Nie dasz mu rady. Jesteś słabszy pod względem czysto fizycznym, ale z tego co widzę to chyba też umysłowym. Nie wiesz nawet na jakich zasadach odbyłaby się ta walka.-mówiła prawdę. Logan nie miał pojęcia o co chodzi. Dlaczego ten typ walki miał być jakiś specjalny?
Dziewczyna rzuciła pełne wahania spojrzenie Connorowi.
-Jeśli chcesz z nim walczyć musisz najpierw zmierzyć się ze mną.
-Że co?
-Biorę ich w azyl. Krzywdzisz ich, ja się mszczę. Znasz zasady.-Ciri chodziło o rodzaj "opieki". Stosowano ją w Rezerwacie, gdy musiał wejść do niego zwykły człowiek, czy obcy wilkokrwisty. Ojciec Logana ogłaszał wtedy azyl nad takim osobnikiem. Kto wyrządziłby krzywdę takiemu gościowi zostałby zaatakowany przez Vincenta.
-
Connor postąpił krok na przód i rzucił zaczepne spojrzenie Samowi. Odezwał się z ironią i drwiną w głosie:
- Jesteś żałosny, jeśli chcesz walczyć z takim - tu miał powiedzieć "gówniarzem", ale rozmyślił się - ... dzieckiem. Może porwałbyś się na kogoś równemu sobie? No, chyba, że się boisz.
Wiedział, że najprawdopodobniej igra z ogniem, ale jemu było w tamtej chwili wszystko jedno. Zresztą, Alyss nigdy by mu nie wybaczyła, gdyby nie wystąpił w obronie Logana. Był o tym głęboko przekonany. Zerknął na Ciri. Nie, nie pozwoli by dziewczyna miała się za nich bić.
______________
Well... Z Auditore'ami się nie zadziera xD
Chociaż w sumie z Connora to żaden Auditore... Tylko nosi takie nazwisko. Chyba, żeby wziąć pod uwagę fakt, że wychowywał się w tej rodzinie...
-
Ciri zamrugała zaskoczona. Logan wydawał się równie zdumiony o ile nie więcej.
-Czy ty wiesz na co się porywasz?-spytała dziewczyna.
-Spokojnie, Ciri. Sam się zgłosił, więc dajmy mu szansę.-Sam wydawał się niezwykle pewny siebie.-Zasady są proste. Jeśli upadniesz przez mój atak nie możesz wstać i walczyć dalej.
-Tu go nie ma kto rozszarpać-pisnęła Ciri mając nadzieję, że jednak nie dojdzie do walki.
-Nie byłbym taki pewien-uśmiechnął się drapieżnie. Zagwizdał umówiony sygnał. Spośród drzew wynurzyli się kolejni wilkokrwiści. Wszyscy w postaciach wilków. Dwie rude wilczyce, jeden brązowy i jeden płowy samiec.
-Tak więc, jeśli którys z nas upadnie nie może dalej walczyć. Zresztą... I tak by nie zdążył.
Wilkokrwiści usiedli niedaleko, robiąc jednak tyle miejsca ile było trzeba. Ciri odsunęła się w tył ciągnąc za sobą Logana.
Usłyszałam kiedyś takie fajne słowa:
Nie ta twoją matką, która cię urodziła, ale ta, która wychowała.
Cóż do sytuacji Connora też ma to zastosowanie w pewnym sensie.
-
Uśmiechnął się tajemniczo.
- Niech i tak będzie - rzekł spokojnie.
Spokój i opanowanie.
To podstawa. Bez tego bardzo łatwo można popełnić błąd. I skończyć jako zimny trup.
Wlepił w przeciwnika chłodne i na pozór pewne siebie spojrzenie. Tylko na pozór, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę, że nikogo nie wolno lekceważyć. Liczył z kolei na to, że Sam nie zastosuje się do tej zasady. Że będzie pewny zwycięstwa i to go właśnie zgubi.
- Walczymy jakimś orężem, czy na gołe pięści? - zapytał powoli. Niby bez żadnych emocji, ale dawało się w tej wypowiedzi wyczuć drwinę, jakby ciche podśmiewanie się. Celowy wybieg. Connor chciał sprawdzić, jak wilkokrwisty na to zareaguje. Cały czas obserwował go uważnie, starając się lepiej poznać przeciwnika, jego siłę, prędkość reakcji, zwinność no i oczywiście słabe punkty.
-
-W wilczej postaci-Sam nie dawał się sprowokować. Doskonale znał zasady takich pojedynków.
Był zbyt spokojny, co trochę przerażało Ciri. Wyczuł jej spojrzenie na sobie i wyprostował sie dumnie. Lubił jej imponować. Nawet jeśli było to powodowane strachem.
Przez chwilę Sam miał ochotę powiedzieć coś co sprawiłoby, że dziewczyna rzuci się na niego z pięściami. Nieco go irytowała swoim zachowaniem. Nie sprawiała wrażenia odważnej, wręcz brawurowej Ciri z przeszłych czasów.
-
// Well... Lepiej by mi poszedł opis walki w ludzkiej postaci... xD No i byłabym Ci wdzięczna, za podanie słabego punktu xD Nie chce mi się nad tym myśleć xD
- Niech i tak będzie - powtórzył. Owy ironiczny uśmieszek nadal nie schodził mu z twarzy. Skupił się teraz na przeciwniku. Teraz ani Logan, ani Ciri, ani ktokolwiek inny dla niego nie istniał. Tylko on i Sam. Sam na Sam, aż chciałoby się powiedzieć.
Stał dalej, w niewielkim rozkroku. Ciężar ciała przerzucił na nogę będącą bardziej z tyłu. Wcale nie śpieszyło mu się z przemianą. Jakby chciał wypróbować również cierpliwość chłopaka.
-
Ciri odwróciła wzrok. Bo nagle zaczęła mieć wątpliwości.
Sam tymczasem zdażył się juz przemienić. Nastroszył futro, by wydać się większy i odsłonił kły. Stanął na szeroko rozstawionych łapach by mieć pewne oparcie i patrzył na Connora wyzywająco.
//Jego prawa przednia łapa nie do końca porusza się w stawie. Co daje trochę mniejszą zdolność reakcji z tej strony.
-
// Tynk ju xD Jeszcze ni mam pomysłu, jakie rany może odnieść Connor, ale na ostatnie zdanie wypowiedziane do Sama - owszem xD
Pewną chwilę jeszcze stał. W końcu, jak z łaski, zmienił się. Na chłodno kalkulował swoje szanse. Był może i odrobinę mniejszy od Sama, ale to nie sprawiało zbytniego problemu. Ufał swoim umiejętnościom. Nie do przesady, ale ufał.
Szeroko ziewnął, również ukazując swoje długie, połyskujące kły. Był to jawny znak tego, że nie uważa go za godną konkurencję. Raz jeszcze próbował wyprowadzić go z równowagi. Przecież ewidentnie pokazywał, że uznaje go za słabszego i nie potrafiącego mu dorównać. I to przy wszystkich.
Czekał na jego atak. Chciał, by to on zaczął pierwszy. Był przygotowany, choć sprawiał wrażenie, że nie jest.
-
Sam wyprowadził pierwszy atak. Jak zwykle przy tej technice uderzył w łapy tak, by przewalić Connora na ziemię. Nie do końca mu się to udało. Zresztą, chciał się z nim jeszcze trochę pobawić zanim zagryzie szczeniaka. Atakował głównie masą próbując przytłoczyć przeciwnika, zwalic go z łap.
//Oooouuuuu xD
-
Nawet jeśli trochę się zachwiał to nie na tyle, by zaraz stracić równowagę. Jakby przewidział podobny atak. Ah to jego przeczucie. Zręcznie odskoczył w bok.
Naprawdę?... On zamierzał jako główny atut wykorzystać siłę? Jeśli tak - widział tu dla siebie pewną szansę. Ojczym zawsze go uczył, że zwinność i szybkość góruje nad siłą. Pod tym kątem go również trenował.
Nie spuszczał wzroku z przeciwnika. Cały czas przy tym starał się wykryć słaby punkt Sama. Każdy go ma. I on go znajdzie.
Obmyślił chwilową taktykę. Na razie będzie robił uniki, zmuszając basiora do ciągłego atakowania. Tym samym - zużywania większej ilości energii. Cofnął się jeszcze parę kroków. Patrzył na niego zawadiacko. Był gotowy. Jeśli tylko zaatakuje - zrobi unik.
__________________
Dobra, zdaję się na Cb możesz go poturbować, jak chcesz, nawet dość trwale. Tylko w troszkę późniejszej fazie potyczki <3
-
Sam znowu zaatakował. Zaczynało go irytować zachowanie przeciwnika. Będzie tak uciekał? Zjeżony wykonał zwód i tym razem trafił. Co prawda jedynie końcówkami kłów przejechał po barku ale zawsze coś. Niemal za każdym razem obracał się do Connora prawą stroną. Tą mocniejszą. Starał się też wybijać z lewej łapy. Skończyło się cackanie. Teraz nie zamierzał okazywac swojej wyższości. Byc może nawet nie da sobie przyjemności patrzenia jak jego przeciwnik znika w gardłach rozszalałych wilkokrwistych.
Ci wydawali się dość podekscytowani. Niby to siedzieli, ale gdyby przypatrzeć można było się dłużej, każdy zobaczyłby, że trzymają się kilka centymetrów nad ziemią gotowi skoczyć.
Dobze =3
-
Nie poszło idealnie po jego myśli, ale cóż. To tylko niewielka ranka, zadrapanie. Nic mu nie będzie.
W zamian dostrzegł coś interesującego. Nie był w tej chwili jeszcze pewny, ale zdawało mu się, że basior ma jakiś problem, chyba z ... prawą łapą. No, będzie musiał się lepiej temu przyjrzeć.
Zaczął powoli przemieszczać się w kółko, starąc się sprawić wrażenie, że się cofa. Iluzja.
Ustawił się w takiej pozycji, by móc wprowadzić w życie swój zamysł. Przyjął pozycję, niby do obrony. Jakby dalej miał zamiar jedynie rozbić uniki. I w tym momencie skoczył, ciężko lądując na grzbiecie Sama, wbijając przy okazji w niego pazury tak mocno, jak tylko mógł, w tak krótkim czasie. Zrobił to w ten sposób, by pozostać poza zasięgiem jego pazurów i kłów. Praktycznie od razu wybił się i "odbijając się" pod pewnym kątem od pnia drzewa, wylądował na ziemi, przodem do przeciwnika. Znalazł się tym samym po jego lewej stronie. Teraz albo zmarnuje parę cennych chwil na obrót, albo zaatakuje tak, co zdecydowanie ułatwi Connorowi unik.
Cały czas utrzymywał z nim kontakt wzrokowy...
-
Sam otrzepał się ciężko. Wredny kundel. Rzucił się do walki z nową furią zadając ciosy, uskakując i robiąc skomplikowane uniki. Dziwny styl walki ale całkiem skuteczny. Ciri patrzyła na to przez palce, za to Loganowi zdawało się udzielac podniecenie pozostałych wilkokrwistych.
-
W dalszym toku walki otrzymał parę kolejnych draśnięść. Mniejszy i większych. Sam (w sensie, że Connor xD) niewiele atakował. Owszem, parę razy skoczył na basiora, ale to jeszcze nie były "właściwie" ataki. On oszczędzał energię na ostateczną akcję. W przeciwieństwie do przeciwnika.
Taktyka Connora zaczynała powoli odnosić skutki.
________________
To szo?...
Sam zrobi Connorowi kuku, a ten się w końcu odwinie i tamten kaput? xD
-
Sam wyskoczył do przodu korzystając z chwilowej nieuwagi przeciwnika i zaatakował właściwie. Zadał Connorowi sporą ranę przechodzącą od barku przez przednią prawą łapę aż do stawu łokciowego. Potem porządnie chlasnął go jeszcze po głowie. W ludzkim odpowiedniku Connor miałby sporą ranę sięgającą nasady włosów z trudem omijającą skroń, bo inaczej w krótkim czasie wykrwawiłby się. Końcem rany stawała się szczęka.
Ciri wzdrygnęła się. Logan patrzył na walkę z niemym niedowierzaniem.
No, możemy kończyć. I odwołuję akcję z ranną Ciri. Ją rozegramy później.
-
// Spx
Z jego gardła mimowolnie wydarł się cichy skowyt. Znajdował się teraz w zdecydowanie groszym położeniu. Niewiele widział, bo krew zalewała mu oczy.
W pierwszej chwili stracił równowagę. Przez głowę przeleciała mu wtedy jedna myśl - obraz wilkokrwistych, rozszarpujących go na strzępy. To dodało mu sił, by walczyć o życie.
Dostrzegł też swoją szansę. Sam, pewny już swojego zwycięstwa przestał być ostrożny.
I Connor zamierzał to wykorzystać.
Starając się zapomnieć o bólu, podkradł się z lewej strony i skoczył na przeciwnika, napierając na niego, ze wszystkich sił i starając się maksymalnie wykorzystać ciężar ciała. Tylnymi łapami podciął łapy Sama. To była dość ryzykowna zagrywka. Gra va bank. W końcu sam mógł wylądować na ziemi... Wgryzł się mu w kark, mieszając własną krew, z jego krwią.
-
Sam stracił równowagę. I upadł. Wilkokrwiści jak na komendę zerwali się ruszając w jego stronę i niemal taranując przy tym Connora. Głośny skowyt Sam'a który teraz zniknął niemal pod ciałami swoich pobratymców. Oni nie silili się na delikatność. Mieli sprawić mu bolesną i długą śmierć.
Ciri patrzyła na to jak zamurowana, bardzo blada z szeroko otwartymi oczami. Logan wydawał się równie zdumiony. Delikatnie pociągnął dziewczynę za rękaw wskazując na Connora. Należałoby mu pomóc. Ale ona nadal stała patrząc jak zahipnotyzowana na rozszarpywanego Sam'a.
-
- To za to, że śmiałeś obrazić Alyss... - warknął resztkami sił, w stronę Sama.
Odszedł kawałek i zmienił się w człowieka. Opierając się o jakieś drzewo, usiadł pod nim. Ciężko oddychał, ale żył. Zabawne. Jeszcze jakiś czas wcześniej życie wydawało mu się bez sensu. A teraz? Z jakim zapałem o nie walczył...
-
Ciri pociągnięta za rękaw przez Logana powoli odwróciła wzrok. Wzdrygnęła się. Oboje podeszli do Connora.
-Trzeba cię opatrzyć-powiedziała cicho nie patrząc na Connora. Logan skinął głową.
-
Podniósł głowę i spojrzał na Ciri i Logana. Zrobił to powoli. Każdy ruch powodował jedynie większy ból. Lewą ręką wytarł krew cieknącą mu do oczu. Nie odezwał się. To wszystko, co mógłby teraz powiedzieć zawarł w spojrzeniu.
Popatrzył jeszcze w kierunku tego, co zostało z brązowego basiora, z którym chwilę wcześniej walczył. Zwycięstwo nie satysfakcjonowało go na tyle, na ile mogłoby się wydawać. Właściwie, to nie odczuwał żadnych większych emocji. Ani pogardy, ani współczucia dla Sama.
Zastanawiało go tylko jedno: co takiego zrobił Logan, że tamten chciał się na nim zemścić? Nie mogła to być jakaś błachostka... Przeniósł ponownie badawczy wzrok na chłopaka.
Jeśli nie teraz, to kiedy indziej. Ale dowie się, o co chodziło.
-
Dziewczyna westchnęła tylko i wyciągnęła z przepastnej torby coś co wyglądało jak "zestaw małego chemika". Bez słowa nabrała do strzykawki bezbarwny płyn. Podciągnęła rękaw zdrowej ręki Connora i wbiła iglę w ramię. Po chwili wyjęła i innym płynem napełniła strzykawkę jeszcze raz. Ponowiła czynność.
Potem zaczęła przygotowywać materiały do opatrzenia ran.
-
Bez słowa i sprzeciwu przyglądał się poczynaniom dziewczyny.
-
Zaczęła od rany ramienia. Oczyściła je boki delikatnie. Poprzednie szczepionki zabezpieczały ranę przed wdaniem się zakażenia. Rzuciła szybkie spojrzenie na twarz Connora i zabrała się do zszywania rany. Pochłonięta pracą przestała przypominać przerażone, zaszczute zwierzę. Ale z jej wzroku nie znikał lęk. Logan miał czasem wrażenie, że rzuci to wszystko i ucieknie. Ale ona tego nie zrobiła.
-
Uważnie śledził wzrokiem każdy ruch Ciri. Mogłoby się wydawać, że tylko to go interesuje w tym momencie.
Ale było wręcz odwrotnie. Jego wzrok był nieobecny. Bo patrzył teraz oczyma umysłu.
Najbardziej zajmowało go zachowanie dziewczyny. Jej osobowość. Kim ona, tak w ogóle, była? I czemu mu pomagała? Przecież, z tego, co mu się wydawało, jakieś koleżeńskie więzi łączyły ją z Samem. A jego wcale nie znała.
I ten jej wystraszony wzrok... Czego ona się bała?...
-
Skończyła zszywać i przyjrzała się swojej pracy przekrzywiając głowę. Potem zabandażowała ramię. Chodziło głównie o to, by do rany nie dostał się brud, nie o przytrzymywanie brzegów rany. Szwy założyła dobrze. Chwilę zastanawiała się nad raną na twarzy. Wiedziała, że jeśli założy szwy z tego co miała to Connorowi zostanie paskudna blizna na resztę życia. Na razie zabrała się tylko do jej oczyszczania. Skupiła się na swojej pracy starając się nie myśleć kogo opatruje. To tylko rana. Tylko rana.
-
Cały czas dręczyły go pytania, które ciągle mnożyły się w jego głowie. Na tyle go pochłonęło poszukiwanie odpowiedzi, że niemalże zapomniał o bólu.
Bezwiednie przeniósł wzrok z jej dłoni, na twarz. Uporczywie się wpatrywał w Ciri, niezdając sobie z tego sprawy; tak jakby mógł się coś dzięki temu dowiedzieć.
-
Zarumieniła się zmieszana intensywnością jego spojrzenia. Odwróciła się do swojej torby by zmienić narzędzia i wzięła głęboki oddech by uspokoić drżenie rak. Zdecydowała nie zaszywać rany. Wystarczyło ją oczyścić.
-Weź to-wymamrotała podając mu zielonkawą tabletkę (ziółka? xD)
-
// A miałby taką piękną bliznę... xD
Magiczna Marysia, od teraz w formie tabletki! xD
Wziął niewielki przedmiot od Ciri. Wpatrywał się chwilę najpierw w niego, potem w dziewczynę, jakby chciał się upewnić, że to na pewno nie jest jakaś trucizna, czy coś. W końcu postanowił zaufać nowej znajomej. Włożył tabletkę do ust i połknął.
- Dziękuję - odezwał się nareszcie.
____________
;-;
Ah, te zbędne wyrazy, na końcu zdania... v.v
-
-Proszę-powiedziała i odsunęła sie szybko zbierając swój sprzęt. Umyła ręce i zerknęła na nich niepewnie.
Logan także nie wiedział co teraz robić. Dziewczyna wydawała mu się podejrzana. Ciągle się czegoś obawiała. Ale dlaczego?
-
// Co proponujesz teraz?...
Dalej siedział jeszcze pod tym drzewem. Dopiero się skapnął, że swoim natrętnym wzrokiem zmieszał dziewczynę.
Gapił się więc teraz w ziemię, tuż przed sobą. Powoli podniósł prawą rękę, jakby chcąc sprawdzić, jak teraz działa. Dawno bandaży nie nosił. Nie miał takiej potrzeby.
-
//Nie ffiem... Oni sie muszą czegos o sobie podowiadywać.
Logan klapnął sobie na ziemi i przekrzywił głowę niby to spoglądając w niebo, ale tak naprawdę czujnie obserwował dziewczynę. Miał wrażeni, że ona wie wiele o jego przeszłości. Wiele mogłaby wyjaśnić.
-
Nagle zamarł. Teraz dopiero dotarło do niego coś oczywistego. A właściwie, to narodziło się kolejne pytanie.
Odruchowo zmarszył brwi. Zaraz jednak tego pożałował. Zabolało.
Ponownie spojrzał na dziewczynę. Tego pytania nie zostawi bez odpowiedzi. Musi to wyjaśnić.
Bo jakże to mogło być? Przecież ta dziewczyna nie była chyba wilkokrwistą, nie wydzielała charakterystycznego zapachu... A wyglądała na wtajemniczoną w te sprawy! I widziała, jak tyle osób wkoło się przemienia...
Odchrząknął.
- Czy ty... Jesteś wilkokrwistą? - zapytał, trochę podejrzliwie.
-
-Tak. Ale trochę... Inną. -wymamrotała nadal na niego nie patrząc.
Logan zmarszczył brwi.
-Jak inną?
-Niewykrywalną. Nie możecie stwierdzić po zapachu czy jestem wilkokrwista, ja też tego o was nie wiem. Poza tym mam... Pewien problem z przemianami.
Logan chciał zapytać jaki problem ale ugryzł się w język widząc jej spojrzenie.
-
To wyjaśnienie trochę go uspokoiło. Ale z kolei ostatnie zdanie... Nie wiedział, co miała dokładnie na myśli, ale nie chciał wyjść na natrętnego, więc również nie dopytywał.
Ta dziewczyna była dla niego jedną wielką zagadką...
-
Skuliła sie nieco i odwróciła wzrok. Logan gapił się na Ciri jeszcze chwilę. I nie wytrzymał.
-Kim ty tak naprawdę jesteś, hę? Wydajesz się nam pomagać, ale zupełnie nie rozumiem twoich motywów-zmarszczył brwi spoglądając na nią wyzywająco.
Skuliła się jeszcze bardziej.
-Po prostu... Nie możesz przyjąć pomocnej dłoni?
-
Zerknął uważnie na Logana. To chyba nie było dobre posunięcie. Teraz pewnie dziewczyna się bardziej zamknie w sobie i już niczego się nie dowiedzą... Trzeba jakoś... Sposobem.
Ale faktycznie. Chciałby znać odpowiedź na pytanie zadane przez chłopaka.
-
Nie odezwała się więcej. Logan też milczał. Ona zastanawiała się nad dalszą drogą. Trzeba gdzieś znaleźć sobie miejsce. Zadumała się. Logan tymczasem próbował znaleźć sposób na przepytanie dziewczyny.
-
I on siedział cicho. Nie lubił tej piekielnej ciszy, ale nie miał pomysłu, o czym by można zagadać.
-
Ciri otrząsnęła się nerwowo. Rzuciła nieśmiałe spojrzenie chłopakom (chłopakom? niah, niah) i zarzuciła torbę na ramię. Trzeba będzie znaleźć jakąś drogę. Bez słowa ruszyła w kierunku odwrotnym niż ten z którego przyszła. Logan odprowadzał ją zrezygnowanym spojrzeniem
-
Zerknął na Logana.
I co? Mieli teraz tak po prostu pozwolić jej pójść dalej? Żeby mogła tak samo nagle zniknąć, jak się pojawiła?
Connor nie chciał do tego dopuścić. Przeczucie coś mu podpowiadało... Zresztą... Ta dziewczyna go... Zaciekawiła. Tak, zaciekawiła.
Wstał, dziwiąc się jednak sobie, że rzeczywiście to robi, po ruszył kawałek za Ciri.
- Zaczekaj... - powiedział, sam przystając. Zaczekaj... A jak się zatrzyma, to co? Co jej powie? Poprosi, żeby została, czy co?... Stwierdził, że chyba jednak głupio zrobił. Ale już za późno. Wlepił w dziewczynę wyczekujący wzrok.
-
Zatrzymała się posłusznie. Odwróciła się w stronę Connora. Logan uniósł brwi w niemym zdziwieniu.
-Co... Co chcecie wiedzieć?-spytała cicho, jakby te słowa nie chciały przejść jej przez gardło.
-
- Najchętniej wszystko - mruknął, siląc się na uśmiech. Chciał jakoś trochę rozluźnić dziwną atmosferę.
-
-Czyli?-nie próbowała się uśmiechnąć czy być miłą. Bała się.
-
- Co chcesz, jeśli łaska... - westchnął zrezygnowany. Czego ona się, do jasnej chole*y, bała?...
-
-Co chcę?-usmiechnęła się gorzko-Najchętniej uciekłabym stąd jak najszybciej, a nie bawiłabym się w odpowiadanie na wasze pytania.
-
Podszedł krok bliżej.
- Powiedz w końcu, czego ty się boisz? - zapytał prosto z mostu, obdarzając ją spojrzeniem żądnym odpowiedzi.
-
Skuliła się.
-Was. Ogółem mężczyzn. Domyślasz się dlaczego. Byłam w wojsku, dostałam sie do rąk wroga, przegraliśmy misję.-jej wzrok błagał go, by nie kazał jej wymawiać słowa "gwałt" na głos.
-
Po chwili rzeczywiście zrozumiał, co miała na myśli. Przygryzł dolną wargę.
- Ale wiesz... Nie wszyscy są tacy... - mruknął.
-
-A skąd ja mam to wiedzieć? Gdybym spotkała tamtych na ulicy nie powiedziałabym, że oni mogliby mi to zrobić. To byli normalni ludzie. Wojna zrobiła z nas potwory. A ja mam potwory tutaj-postukała palcem w skroń.
-
// Braaak weenyyyy... ;-;
Rozłożył bezradnie ręce. Nie miał pojęcia, co mógłby jej odpowiedzieć. Dobrze wiedział, jak wojna potrafi ludziom wyprać mózgi. On na szczęście nie zwariował. Chyba.
Ale zakładanie, że wszyscy są źli to nie jest dobre rozwiązanie. Owszem nie należy zbytnio ufać, ale bez przesady...
-
-Ja...-zaczęła ale zrezygnowała-Co jeszcze chciałbyś wiedzieć?
-
- Opowiedz coś o Rezerwacie - poprosił, przenosząc na chwilę wzrok na Logana. Jasne było, że chciał znać jego udział w tej całej historii.
-
-Rezerwat... Dom. Wielki teren lasy, łąki, rzeki i strumienie, ogrodzony, położony gdzieś na północy. Wymarzone miejsce dla nas, wilkokrwistych. Byliśmy tam bezpieczni. Nikt nas nie nękał, nikt nie miał tam wstępu. Niektórzy traktowali Rezerwat jako tymczasowy przystanek. Inni zostawali tam na stałe. Żyliśmy w surowych warunkach, wedle surowych praw. Hierarchia była bardzo ścisła. Najwyżej stał cozywiście ojciec Logana, Vincent. Potem były dwie Bety, Dannyl i jeszcze jedna osoba, ale dziewczyna. Ich zadaniem było wymierzanie sprawiedliwości. Nie biliśmy się tam często. Pojedynki były jedynie na śmierć i życie. Jeśli ktoś próbował zmieniać hierarchię najczęściej płacił za to życiem. Płacił też, jeżeli nie chciał się podporządkować któremuś prawu, czy złamał je. Nawet nieświadomie.
-
Oczyma wyobraźni przeniósł się do owego miejsca. Z pewnością był to raj dla wilkokrwistych, ale... Nie dla niego. Zbyt zżył się z ludźmi i ich światem. Tak bardzo, że przygłuszało to jego wrodzony wilczy instynkt.
Ale dalej nie dowiedział się tego, czego chciał.
- A jaki związek z tym wszystkim ma ten szczeniak? Czego Sam od niego chciał? - dopytywał dalej. W końcu miał chyba prawo wiedzieć, w jakiej sprawie bronił Logana, nie?...
-
-Sam... Ma dość błędne przekonania. Po pierwsze nie podobało mu się, że Vincent wziął sobie za partnerkę zwykłą kobietę. Jakoś to zaakceptował, prawdopodobnie dzięki Dannylowi. Mój brat miał w tym zresztą swój interes. Jeśli stado zaakceptowało związek z ludzką kobietą, to jego związek z wilkokrwistą miałby większe szanse. Ale kiedy urodziło się dziecko wszystko zaczęło się od nowa. Nie wiem, jakim cudem uciszyliśmy wtedy bunty. To nie była twoja wina Logan. Po prostu... Trochę cię nie upilnowali rodzice. Wyszedłeś na dwór w pełnię. Przebywanie kogoś kto nie jest przemieniony poza domem w Rezerwacie, w czasie pełni to pewna śmierć. Wtedy wilkokrwistych z Rezerwatu ogarnia szaleństwo. Nie odpowiadają za swoje czyny. A ty wyszedłes. Zauważyła to po czasie twoja matka i wybiegła za tobą. Ona nie miała tyle szczęścia co ty, bo natrafiła na wilki. No cóż... Niewiele z niej potem zostało. Vincent to widział. Zdołał zmienić postać podczas pełni na ludzką. Nie potrafił nic zrobic tylko stał. A ona krzyczała z bólu. Po pełni... Któres z nas dostarczyło cię do domu. I cóż... Już stamtąd nie wróciło. Vincent oszalał. Zaczął mordować kogo popadnie. Wszyscy musieli salwować się ucieczką. Masowe pojawienie się wilkokrwistych wyowały zainteresowanie łowców. A Rezerwat upadł. Nie miał szans istnienia. To nie była twoja wina, Logan. Naprawdę.-Ciri z trudem zmusiła sie by spojrzeć na Logana. Patrzył na nią przerażony.
Czyli spowodował śmierć swojej matki, ojca, wielu wilkokrwistych, Alyss i Dannyla?
-
Zatkało go. Sam nie miał zbyt różowego życiorysu, ale ta historia wzbudziła u niego coś w rodzaju współczucia. Spoglądał to na Ciri, to na Logana.
Teraz role się odwróciły. To on bał się, żeby chłopak nie zrobił nic głupiego. Cienko wyglądał...
- Ej, młody... Słyszałeś ją, to nie twoja wina - próbował jakoś do niego dotrzeć.
-
-Czyli można powiedzieć... Że zamordowałem ich wszystkich?-spytał.
Ciri mu nie odpowiedziała.
-Dlatego nie chciałam odpowiadać na wasze pytania.
Logan podniósł głowę chcąc odpowiedzieć dziewczynie, ale umilkł. Coś czaiło się w powietrzu, tak jak przed przybyciem Sama. Wilkokrwiści już dawno się wycofali, zostały tylko krwawe odciski łap.
//O, mam pomysła, jak Ciri zostanie ranna.
-
// To dobrze xD Bo już nie wiem, co bargrolić xD
Nie odezwał się już. Jakoś dziwnie się czuł. Dziwna atmosfera panowała wokół. No i jeszcze ten zapach krwi, unoszący się w powietrzu. Niby do niego nawykł, ale...
Trochę się uspokoił faktem, że szczeniak nie zaczął za bardzo kombinować... Ha, a jednak w pewnym sensie go obchodził.
-
Ciri chyba zauważyła coś, czego nie widział nikt poza nią. Logan obserwował dziewczynę kątem oka i zauważył jej nagłe poruszenie.
-Ja... Ja naprawdę już muszę iść-wymamrotała i oddaliła się (wyszła) nim ktokolwiek zdołał ją zatrzymać. Gdy zniknęła z pola widzenia Logana zauważył dziwaczne ruchy krzaków zmierzające za Ciri.
-Ktoś ją śledzi!-rzucił ostrożne spojrzenie Connorowi.
-
Nie próbował tym razem zatrzymywać dziewczyny.
- Co zamierzasz? - odparł. Również zauważył, że coś jest nie tak.
-
Logan:
-No jak to co? Trzeba jej pomóc-Logan w mgnieniu oka zdawał się odzyskiwać zapał i jasność umysłu.
-Wydawała się przestraszona tym że ktoś może ją śledzić.
-
Przewrócił oczami.
- Myślałem, że coś wymyśliłeś - mruknął i po chwili sam poszedł w tym samym kierunku, co Ciri. Ani ona, ani tamten podejrzany osobnik nie mogli już przecież go zauważyć. Zresztą, jest asasynem. Potrafi się skradać.
-
Logan:
Ruszył za Connorem. Skradanie miał we krwi, był urodzonym łowcą. Podejście zwierzyny nie rózniło się od podejścia ludzi.
-
// Sooo... Z.t. xD