Amazing Monster Wolf's World
Miasto => Centrum => Wątek zaczęty przez: Ezio w Listopad 28, 2014, 22:02:17
-
Piękny park, w którym można na chwilę oderwać się od przytłaczającej atmosfery miasta.
(http://images.rednet.cn/articleimage/2012/07/16/1545509663.jpg)
-
Wszedł żwawym krokiem. Zaciągnął się świeżym powietrzem, którego w mieście było tak mało. Chyba każdy wilkokrwisty woli naturę od smrodu cywilizacji. Usiadł na ławeczce i wyciągnął z plecaka aparat. Ustawił go tak, żeby się nie ruszał i zrobił zdjęcie fontannie. Uśmiechnął się do siebie, zadowolony z efektu.
-
Weszła ze spuszczoną głową zadumana. Czasami miewała takie nagłe odloty, gdy potrafiła uderzyć głową w cokolwiek. Ot, bywa. Czarne włosy rozwiał wiatr. Mruknęła coś pod nosem niezadowolona gdy te zaczęły wpadać jej do oczu.
-
Zrobił jeszcze jedno zdjęcie fontannie, tak na wszelki wypadek. Wstał z ławki i podszedł dalej przed siebie. Nie umiał usiedzieć długo na jednym miejscu. Aparat znowu zaczął mu się buntować. Westchnął cicho i zamiast się zatrzymać i naprawić sprzęt szedł dalej mocując się z nim. Skończyło się to oczywiście tym, że mimo nadzwyczaj wyczulonych zmysłów, wpadł na kogoś. Jakąś czarnowłosą dziewczynę. Odskoczył, jak oparzony.
- Przepraszam.
-
Również szarpnęła się do tyłu. Przystając w postawie obronnej w każdej chwili gotowa była do odparcia ataku. Podniosła wzrok na chłopaka przed nią rozluźniła mięśnie prostując się.
-Nic się nie stało.
Doskonale wiedziała, że jej zachowanie przed chwilą nie było naturalne. Każda inna prawdopodobnie znalazła by się na ziemi. Cóż, coś jej mówiło, że on też nie był zwykły. To... To się czuło.
-
Uśmiechnął się. Wyczuł, że czarnowłosa również należy do wilkokrwistych. Przestając na chwilę rzuć gumę, wyciągnął do niej rękę.
- Cześć, Edgar jestem - przedstawił się i dodał po chwili, z zawadiackim uśmiechem, spodziewając się, że zaraz dostanie po pysku - Bolało, jak spadłaś z nieba?
_________
xD
Nicki, nic się nie bój, plan idzie po staremu xD
-
Splotła ręce na piersi unosząc jedną brew z drwiącym półuśmiechem.
-Alyss.-na pytanie nie odpowiedziała. Reagowanie na takie zaczepki było... Głupie.
-
- Powiedz, znasz tu może innych Assassinów? - zapytał, tym razem mniej szczeniacko, wcześniej upewniając się, że nikt ich nie słyszy.
-
Westchnęła.
-Nie-mruknęła i tak zniżając głos.
-
- Uhmmmmm... Też jesteś nowa w tych okolicach? - niby zadał pytanie, ale było ono w sumie retoryczne.
-
-Mhm-rozejrzała się ponownie.
Jeszcze trochę i zacznie kręcić głową niczym sowa.
-
Zamyślił się.
- Może dasz się zaprosić, do mnie, na herbatkę, kawkę, ciasteczko? - zapytał kuszącym tonem.
-
Prychnęła.
-Oczywiście-rzuciła podnosząc na niego wzrok.
-
Uśmiechnął się zadowolony.
- A wieeęc proszę za mną - powiedział i ruszył, niezbyt szybko, w kierunku bloków. <wyszedł>
-
Wyszła.
-
Wszedł, zastanawiając się, o co mogło chodzić tajemniczej dziewczynie. Ehh... Pewnie mnie z kimś pomyliła... Ale to pobicie? ...
-
Usiadła na ławce i udawała że go nie widzi.
-
Nagle kiepsko się poczuł... Głowa go zaczęła boleć... Osunął się na ziemię i przez chwilę nic nie widział. Zamrugał gwałtownie i rozejrzał się. Chole*a! Co ja tu robię? ... Przecież byłem... W kawiarence!
Zobaczył Nicki, więc wstał z ziemi, na której nie miał zielonego pojęcia dlaczego, ale siedział, i podszedł do niej nieco chwiejnym krokiem i usiadł koło niej.
- Co tu się u licha dzieje? ... Co ja tu robię?
-
-A ja wiem ty Ericu Davisie! Student prawa z Chicago się znalazł- powiedziała do niego.
-
Wytrzeszczył oczy na dziewczynę. Co ona bredzi?
- Słucham?
____________
Idę się myć...
-
-Wiesz co?! Szczerze już nie wiem co ci jest!- powiedziała głośno.
-Najpierw mówisz że nic nie pamiętasz, potem coś bredzisz, a teraz znowu nic nie pamiętasz?!- powiedziała nerwowo. Nie wiedziała już co ma o tym myśleć.
-
Zamilkł. Zwiesił głowę i wlepił wzrok w chodnik pod nogami. Nic z tego nie rozumiał.
-
-Już nie wiem co mam o tym myśleć- wydusiła z siebie. Za każdym razem gdy próbowała to rozwiązać miała mętlik w głowie.
-
Po chwili podniósł głowę.
- Nie wyślecie mnie do psychiatryka? - walnął prosto z mostu. Mogło to trochę zabawnie wyglądać, ale zważywszy na okoliczności...
-
Popatrzyła na niego zdziwiona. Psychiatryk? Jaki psyhiatryk?[\i] pomyślała w duchu.
-Nieee- powiedziała w końcu. Bynajmniej ona na to nie pozwoli.
-
- Fajnie - krzywo się uśmiechnął.
-
-Jestem tylko ciekawa co teraz...-powiedziała zastanawiając się.
-
Nic nie odpowiedział. Nie wiedział co się z nim dzieje, co ma zrobić...
-
-Może twój wujek coż na to powie?- zaproponowała.
-
- Nie wiem... - mruknął. Znowu. Ból głowy i ciemno przed oczami. Erick z Chicago powrócił.
Rozejrzał się ze zdumieniem dookoła. Co, on się jakoś teleportuje z miejsca na miejsce? I ta dziewczyna, znowu jest koło niego...
- Dobra, możesz mi wyjaśnić, o co ci chodziło ostatnieo tym Eziem? I kto mnie pobił?
________________
I chyba znowu się nudno zaczyna robić xD
A Ezio po każdej "zamianie" będzie się pytał: O co tu chodzi/Co ja tu robię? xD
-
-Znowu się zaczyna...- mruknęła. W duszy liczyła na to że starszy Auditore nagle tu wparuje i zrobi z nim porządek.
-Wiesz, nie mam pojęcia co tu robisz. A kto cię pobił to nie wiem- powiedziała. Nie wiedziała jak zareaguje na wiadomość że jest wilkokrwistym assasynem.
-
Co znowu się zaczyna? Ona wszystko wie, tylko nie chce mi powiedzieć!
- Odnoszę wrażenie, że jednak wiesz... - zmrużył oczy i wlepił w nią świdrujące spojrzenie.
-
-Jak bym ci powiedziała kim jesteś i kto ci to zrobił i trak byś mi nie uwierzył...- powiedziała patrząc w niebo.
-
Przekrzywił lekko głowę.
- No dawaj.
-
-Jesteś...wiesz...wszystko ci powiem gdy gdzieś ze mną pójdziesz...- powiedziała. Spróbuje zaciągnąć go do wujka Ezia.
-
Zamyślił się. A zresztą! Co mi szkodzi!
- Prowadź!
-
-No to chodź- powiedziała i poszła w kierunku jeziora. <wyszła.
-
Poszedł za dziewczyną, oglądając się tylko za siebie, czy ktoś za nimi nie podąża. To wszystko było mocno podejrzane.
-
Erick przyszedł tu w nadziei, że uwolni się od Asasynów, zwłaszcza od tamtej... Przecież oni powinni unikać tłumów takich, jak w centrum... Przynajmniej liczył na to, że wśród tylu świadków nic mu nie grozi.
_______
;D
-
Usiadł na ławce, jednak długo na niej nie posiedział. Zaraz krótki ból głowy, ciemność przed oczami i wrócił Ezio.
Rozejrzał się dookoła i cicho westchnął. Miał jakieś dziwne przeczucie, że coś złego się dzieje... Wstał i wrócił, skąd przyszedł, idąc po swoim zapachu, jak po tropie.
-
Weszła. Usiadła na ławce. Zaczęła myśleć o ostatnich wydarzeniach...
-
Wszedł powolnym krokiem, usiłując sobie wszystko poukładać. Oczywiście, średnio mu to szło. Dalej nie mógł w to uwierzyć. Trafił tu za Nicki, trochę nieświadomie.
-
Z zamyśleń wyrwał ją zapach wilkokrwistego. Uniosła głowę i ujrzała Ezia. Uznała, że nie chce z nią rozmawiać, za dużo się ostatnio stało. Wróciła do swych myśli.
-
Usiadł na ławce, obok dziewczyny. Bardzo chciał z nią pogadać, choćby o niczym, ale nie miał pojęcia, jak się za to zabrać.
-
*Usiadł obok mnie?*- zdziwiła się.
-Yhmm, cześć- powiedziała spuszczając głowę.
-
- Hej... - mruknął. Nie był za bardzo w stanie mówić co innego. Myślał właśnie o tym, co powiedział Nicki, gdy był jeszcze w celi. Właściwie, to nie wiedział, jakie ona ma podejście do tej sprawy...
______________
Robi się żałośnie...
-
//Strasznie żałośnie ;-; Nie lubię takich scen ;-; Ale co tam xD
-Co tam u rodzinki?- zapytała nie wiedząc za bardzo co mówić.
-
// Kurde, normalnie Trudne sprawy! xD Gdybym była mniejszym leniem, to bym zrobiła ten taki obrazek z T.s. xD
Spojrzał dziewczynie w oczy.
- Nie wiem. I w tej chwili mnie to nie interesuje... Powiedz mi, o czym myślisz? - powiedział, delikatnie ujmując jej dłoń swoją prawą ręką. Lewą nie mógł...
// Zara tęczą zwrócę xD Trza czymś przerwać, to migdalenie się... xD
-
//MYŚL! xD
-Szczerze? O twoich słowach z więzienia...
-
// Ja nie jestem stworzona do myślenia... xD Nwmm... Gliny? Templariusze? Booo tak się zastanawiam, czy by może Templariusze nie porwali kogoś i nie wsadzili do Animusa xD http://pl.assassinscreed.wikia.com/wiki/Animus
- I...? - dopytywał. Chciał wiedzieć, co ona na to.
-
//xDDDDD Fiem co to Animus ;-; xD
-I nie wiem czy się bardziej ciesze czy dziwie...- powiedziała uśmiechając się.
//FUUU! Głupia scena ;-;
-
//Ale słodzicie u.u
-
//Fiem. Masakra nie? xD
-
// Bleee... xD W tym momencie można by to przerwać... xD Bo jeszcze się pocałują... I będzie bachorek ... ::)
No to szo z tym robimy?...
-
//Jestem za XXI w. Tempelariuszami i Animusem XD
-
// Toooooo... Kogo porwą i po co?...
-
//Jestem za Nicki c: Bd próbowali wywnioskować z jej pamięci gdzie jest baza assasynów xD
-
// Yyy... W Animusie chodzi o pamięć przodków xD W grze porwali Desmonda i innych, by odpowiedzieć się, gdzie ich przodkowie-asasyni ukryli jakieś tam jabłko, czy coś, soooooo... xD
-
//Walić xD Właściwie to nie mam innego pomysłu xD
-
// Może jakiś (pra)dziadek coś się "zasłużył" Templariuszom? Nwm... Coś ukradł i schował? Alboooo... Miał jakieś cenne informacje?...
-
//Może być :3 Piszesz nimi? xDD
-
// Nieeeeeee... ;______________;
-
//Kurdem, po mnie ;-;
-
// ?
-
//Nie mam pomysłu na ich dialogi XD
-
// To już chyba najmniejszy problem xD W razie co, to Ci może coś podrzucimy xD
-
// xD
-
// To dajesz! Bo on ją pocałuje! xD
-
//Niech całuje. Jestem ciekawa jak to opiszesz =3
-
// Yyy... Spadaj, Ty mendo jedna xD
-
//xD
NJE!
-
// FOOOOOOOOOCH! xD ... Upsss... Jaki spam... xD
-
-Pójdę się przejść - powiedziałam, wstałam i wyszłam.
-
I nie uzyskał odpowiedzi, na jaką liczył. Czy dziewczyny nigdy nie mogą powiedzieć jasno: tak lub nie ... ?
Nie miał już co tu robić. Po jakimś czasie również wstał i poszedł prosto przed siebie.
_______
z.t.
-
//Przecie ona mu odpowiedziała ;-;
-
// Oooo... faktycznie... xD To przez ten spam xD Zapomniałam xD
-
Wszedł. Miał zamiar znaleźć Nicki, idąc po jej tropie. Zastanawiał się tylko, jak to wytłumaczy Młodej.
-
Weszła. Patrzyła na 'pana'.
-
//Lece na zaj. teatralne. potem wbijjjem.
-
Z resztą. Co jej będzie tłumaczył. Po prostu zrobi, co ma zrobić i tyle. Niech Nicki jej potem tłumaczy.
Doszedł do ławki, gdzie wcześniej siedzieli i złapał trop, jednak w ten sposób, żeby nikt się nie rozientował. Przystanął chwilę w miejscu i poszedł w kierunku, w którym udała się wcześniej poszukiwana dziewczyna.
_____
z.t.
Uhmmmmm...
-
//ostatni poscik :3
Poszła za nim. //z.t.//
-
Zaparkowała swój motor przed blokiem, do którego się niedawno przeprowadziła i poszła przed siebie, rozeznać się trochę w mieście. Co prawda, było jeszcze bardzo wcześnie rano, ale ona i tak nie miała, w sumie, co teraz ze sobą zrobić. A powietrze było takie rześkie.
Doszła do parku. Przespacerowała się w tę i z powrotem, żeby rozprostować kości po długiej podróży. Włożyła do uszu słuchawki i puściła sobie muzykę. Po chwili wyjęła też z kieszeni w skórzanej kurtce zdjęcie z dwoma chłopakami w dresach. Jeden z nich miał zamazaną flamastrem twarz. Wyglądało to tak, jakby ktoś chciał się wyżyć chociażby na jego podobiźnie. I rzeczywiście tak było.
- Już ja cię dorwę... Pożałujesz tego, co zrobiłeś mojej siostrze... - szepnęła do siebie, niemal niedosłyszalnie, z tajemniczym, złowieszczym uśmieszkiem na ustach.
-
Przedarła zdjęcie i schowała do kieszeni.
Rozejrzała się na boki. Dostrzegła fontannę. Przypomniało się jej, że przecież to miasteczko leży w sumie nad morzem. Dawno nie była już nad wielką wodą. Trzeba skorzystać z okazji. Wyjęła więc z uszu słuchawki i zapytała pierwszego lepszego przechodnia, którędy ma iść, by dojść do plaży. Ruszyła według udzielonych jej wskazówek.
_____
z.t.
-
Szedł pewnym krokiem przez park. Kątem oka dostrzegł gdzieś w głębi dość imponujących rozmiarów fontannę. Jako, że zbytnio mu się nie śpieszyło, więc skierował się w jej kierunku, by trochę oderwać się od zwykłej codzienności. Podszedł spokojnie bliżej i oparł się o barierkę, podziwiając rozpryskującą się wkoło wodę.
Rozejrzał się dookoła. Nagle jego uwagę przykuła dziewczyna o białych włosach. Kiedy przeszła obok niego, zorientował się, że to jednak nie Ciri. Westchnął rozczarowany i uświadamiając to sobie, zaśmiał się z siebie w duchu.
Od ich ostatniego spotkania minęło parę miesięcy. Od tamtego czasu zmienił się trochę. Był bardziej pewny siebie. Chodził wyprostowany i z lekko uniesioną głową. Nie widać było już po nim śladu dawnej żałoby. Zamknął ten rozdział na rzecz nowej historii. Poświęcił się doskonaleniu swych umiejętności i poszukiwaniach artefaktu. Znalazł już parę zagadek i wskazówek, za którymi musiał podróżować w różnych stronach świata. Czuł jednak, że nie jest jeszcze zbyt blisko, ale wiedział, już przynajmniej cokolwiek o rzeczy, której szuka.
Kolejny ślad przygnał go z powrotem w te strony.
Powrócił myślami do Ciri, z niewidzącym wzrokiem nadal utkwionym w rozbryzganej wodzie, rozświetlonej promieniami ciepłego, letniego słońca. Ciekawe, co z nią?...
-
Weszła. Ciri tak bardzo inna. Nie bała się mężczyzn, bo zniszczyła wszelkie demony w swojej głowie. Znalazła odpowiedzi na swoje pytania. Zaprzyjaźniła się z Loganem, ale coś ją bolało. Nie widziała się z Connorem od dłuższego czasu. Wyjechała stąd jakiś miesiąc temu, ale wróciła. Nie potrafiła rozstać się z tym miejscem. Dokończyła swoje sprawy. Zadumana usiadła na brzegu fontanny. Spojrzała w wodę. Odłożyła torbę ze swoimi rzeczami na ziemię. Dlaczego ciągle wraca do tego miasta? Uśmiechnęła się do siebie. Wiedziała. Ale to nie czas by o tym mówić.
Z torby wyjęła książkę, a raczej kolejny zeszyt pełen opisów i notatek. I zdjęć. Jej, Alyss, Dannyla i Sam'a. Zdarzały się również inne osoby. Takie jak na przykład rodzice Logana i sam Logan jako dzieciak.
Podniosła głowę rozmarzonym wzrokiem wpatrując się w wodę.
-
// W i takich chwilach mam ochotę napisać książkę xD
W końcu oderwał się od rozmyślań i spojrzał na chwilę w górę, prosto w słońce. Potem rozejrzał się ponownie wkoło. Przy fontannie znów dostrzegł dziewczynę o białych włosach. Uśmiechnął się do siebie z politowaniem, myśląc, że to wyobraźnia płata mu figle.
Przekonał się jednak, że to nie prawda, kiedy lekki podmuch wiatru przyniósł mu jej zapach. Faktycznie. To musiała być ona! Nigdy nie zapomniał tej woni.
Spojrzał w jej kierunku i znowu odezwał się w nim dawny, trochę nieśmiały Connor. Ale tylko na chwilę.
Zastanawiał się jedynie, czy to wszystko ma jakiś sens. Przecież tyle przeszkód...
-
//Ha, nie będzie tak łatwo i Ciri sama nie podejdzie... xD
Zeszyt spoczywał na jej kolanach, ale ona już o tym nie myślała. Skupiła się na kimś innym. Zastanawiało ją co się działo z Connorem. Podniosła wzrok na okolicznych ludzi i zamarła zaskoczona. Nie, to nie może być on. Zamrugała, ale postać tak-bardzo-podobna-do-Connora, nie znikała, gorzej, nadal tam stała.
Nie mogła mylić się aż tak bardzo. To on... Ale, czy to ważne? Nie widzieli się tyle czasu. Co prawda, czuła, że jej serce nadal bije zbyt szybko, zdenerwowane, jak złowiony w klatkę ptak. Ale nie chodziło przecież tylko o nią, a o niego. A jego uczuć nie potrafiła odgadnąć.
-
// Haha xD
A, to pobawimy się jeszcze chwilkę xD
Nie poruszył się, chociaż wiedział, że Ciri go dostrzegła. Starym zwyczajem, przygryzł jedynie dolną wargę.
Czy to wszystko ma jeszcze jakiś sens?... Właściwie, to sam nie był pewny swoich uczuć. Z drugiej strony wiedział, że dziewczyna wcale nie jest mu obojętna.
Nagle spochmurniał, wlepiając wzrok w wodę.
Tylko, że nie chciał, by to wszystko skończyło się, jak z Jessicą. Nie chciał zrobić krzywdy Ciri.
-
Odwróciła wzrok, zauważając zmianę w Connorze. Wstała zdecydowanie. To nie czas, by bawić się w podchody. Zgarnęła swoją torbę, zeszyt i... Do cholery, nie miała dość siły woli, by po prostu odejść z dumną miną. Nie podchodzi, widocznie nie chce.
//xD
-
Zerknął na dziewczynę. Miał wrażenie, że jeśli ona teraz sobie pójdzie, to już będzie koniec. Wszystko się skończy, zanim się jeszcze zacznie.
I on ma na to pozwolić? Nie. Co to, to nie.
Odkleił się wreszcie od barierki i podszedł do Ciri.
- Cześć - zaczął z nieśmiałym uśmiechem, jak gdyby nigdy nic.
_______________
Sorry, nie zdążyłam napisać przed pójściem do kościoła xD
Tyle się mordowałam, a i tak niewiele z tego wyszło xD
-
Odpowiedziała mu ciepłym uśmiechem, takim, który obejmował również oczy.
-Cześć!-odpowiedziała z trudem powstrzymując się od westchnienia ulgi.
-Co u ciebie?-spytała.
-
Wzruszył lekko ramionami.
- Nic specjalnego. A u ciebie? - standardowy początek rozmowy. Nie lubił ich, ale cóż... Jakoś zacząć trzeba, czyż nie?
-
-Całkiem dobrze. Uporałam się... Z no wiesz... Dotychczasowymi problemami-uśmiechnęła się nieśmiało.
-
- To dobrze. Bardzo dobrze - odparł wesoło, odruchowo wsuwając lewą dłoń do kieszeni. Nabrał takiego przyzwyczajenia, podróżując po świecie i rozmawiając z różnymi ludźmi. Robił to na wypadek, gdyby zaczął podświadomie gestykulować. Nie chciał nikogo wystraszyć wybrakowanymi palcami.
-
Rzuciła mu uważne spojrzenie. Podjęła się na nowo przerwanych studiów z psychologii, co prawda jako samouk ale jednak. Nerwowo potarła własne ramię. Spuściła wzrok.
-Długo się... Nie widzieliśmy, prawda?-powiedziała, bardziej dla przerwania ciszy, niż podtrzymania rozmowy
-Szkoda-to akurat wyrwało jej się zupełnie szczerze. No cóż w czasie tej przerwy myślała o Connorze więcej niż nakazywał zdrowy rozsądek wobec świeżo poznanej osoby.
-
Zerknął na nią uważnie. Szkoda? To słowo wywołało u niego szczery uśmiech.
A więc tak?
- Owszem, szkoda - drugi wyraz zaakcentował mocniej, nieco rozbawiony.
-
Podniosła na niego wzrok. Uśmiechnęła się ciepło, nieco zaskoczona jego reakcją.
-
// Żałuję, że w końcu nie opisałam jego charakteru w KP... Teraz nie wiem, jak ma się zachowywać xD
Przeniósł ciężar ciała na drugą nogę i rzucił krótkie spojrzenie w bok, gdzie jakaś parka nastolatków zawzięcie się kłóciła. Znów przeniósł wzrok na Ciri.
- A co tak w ogóle robiłaś do tej pory? - zagadnął.
-
//xD
Ja tam nie lubię pisac charakterów, bo moja postać tak czy siak rozwija się sama i od niej zależy jej zachowanie.
-Odszukałam resztę notatek brata. Dowiedziałam się kilku dość... Interesujących faktów o siostrze. Zajmowałam się też wyszkoleniem Logana. Gdyby uczył się w normalnej szkole, prawdopodobnie zarabiałby niedługo grube pieniądze, bo jest świetny z chemii.-uśmiechneła się delikatnie.
-
// Też nie lubię tego, ale jakoś tak orientacyjnie dobrze wiedzieć xD
Każdy ma jakiś ulubiony typ postaci i najczęściej właśnie takie kreuje. Ja naczęściej mam skrytych i wiecznie poszkodowanych łobuzów xD
O, właśnie... Może następnym razem stworzę kogoś pokroju Rosy... Dla odmiany facetka xD
Kuuurdeeee... Rozgadałam się xD
- A to szczwany szczeniak... - mruknął, przypomnając sobie swoją ostatnią nauczycielkę chemii i lekcje z nią. Mało się nie wzdrygnął. Ona skutecznie potrafiła odstraszyć od tego przedmiotu. Tak, że, jak do tamtej pory nie lubił i nie rozumiał chemii, to potem znienawidził ją całkiem. Po co to komu takie pierdoły?...
-
//xD
-Ze mną się nie rozwinie. Z chemii wiem dużo mniej niż on. Nigdy jej nie lubiłam, choć templariusze jakoś próbowali mnie jej nauczyć-powiedziała zamyslona.
-
- To witam w klubie - zaśmiał się - Chemia to zło.
Ponownie ukradkiem się rozejrzał. Nigdy nie tracił czujności. A przynajmniej starał się.
-
Posłała mu promienny uśmiech.
-Może, no wiesz, pójdziemy gdzieś? Źle się tu czuję.-zamrugała szybko.
-
- No dobra.
Ludzie. Całe tłumy ludzi. No tak, pewnie o to chodzi. Sam, mimo, że do nich zdążył już przywyknąć, również nie zawsze lubił przebywać w ich towarzystwie.
-
Wyszła.
-
Również wyszedł, podążając za Ciri, nadal z jedną ręką w kieszeni.
-
Weszła. Prawdopodobnie i tak będzie za wcześnie, ale zaczynała lubic to miejsce. Usiadła na jednej z ławek, wyjmując z torby "Nędzników" w wersji kieszonkowej. Ciri nie lubiła się nudzić.
-
Chcąc dostać się do swojego szałasu w lesie (tak, nadal nie zadbał o prawdziwe mieszkanie) najkrótszą drogą, musiał przejść przez park. Tak też miał zamiar zrobić. Szedł ścieżkami wśród drzew w kapturze na głowie i rękami w kieszeni, niczym nie różniąc się od przeciętnego "dresa".
-
Wiedziona przeczuciem podniosła głowę. Jak go rozpoznała? Sama nie potrafiła tego określić. Może sposób chodzenia, a może po prostu... Nie, to byłoby głupie. Jej uczucia względem Connora zmieniły sie w chwili pojawienia się Dean'a. Templariusz mówił jej wiele rzeczy. Między innymi to, że Connor miał miec coś wspólnego z zabiciem jej wuja. Był on jedynym członkiem rodziny, który później dbał o Ciri.
Obserwowała Connora uważnym spojrzeniem znad książki.
-
Zerknął w kierunku fontanny, jednak po drodze jego wzrok ześliznął się na jedną z ławek, na której siedziała białowłosa dziewczyna... Oczywiście, to była Ciri. Przystanął na chwilę, zastanawiając się, co ma zrobić. W końcu zdecydował się podejść, ale nie usiadł koło niej.
- Cześć... Jak tam? - zapytał niby od niechcenia, wyjmując prawą dłoń z kieszeni.
-
Widziała, że kieruje sie w jej strone. Przyjęła go więc bez specjalnego zaskoczenia. Rzuciła tylko ostrożne spojrzenie dookoła.
-Cześć. Dobrze, a u ciebie?-Złożyła książkę na ławce.
-
- Też źle nie jest - odparł. Jak on nie cierpiał tych zwrotów. Takie sztuczne. Przecież nikt i tak nie wyżali ci się na powitanie, nawet jeśli coś jest nie tak. Ale jednak i on zaczynał w ten sposób rozmowy.
I ten niezręczny moment, kiedy nie ma co się powiedzieć, bo to, co chodzi po głowie jest zbyt poważne i w żaden sposób nie chce przejść przez gardło.
-
Podniosła się, na widok kogoś za plecami Connora. Minęła go z delikatnym uśmiechem podchodząc do Dean'a.
-Cześć skarbie-uśmiech na twarzy czarnowłosego chłopaka był dziwny.
Skinęła mu głową bez słowa, acz widać było, że nie zmusza się do tego powitania.
Dean skinął głową Connorowi z podejrzanym błyskiem w oku.
Ciri odwróciła się w stronę asasyna.
-Do zobaczenia Connor. Miło było... Się spotkać-mruknęła zbierając swoje rzeczy. Gdy oboje z Dean'em szykowali się do odejścia, chłopak pokazał za plecami dziewczyny wiadome rzeczy (ei, nie będę ich wypisywać w fabule, pigułka gwałtu i prezerwatywy, bachora nikt nie chce). Posłał Connorowi uśmiech zwycięzcy i dołączył do Ciri, kierując się w stronę bloków. Jednym ze znaków, że Ciri nie chce i nie planuje tego co Dean, był fakt, że strząsała z siebie jego rękę, za każdym razem, gdy ta dotknęła jej ciała.
-
Stał jak skamieniały, niezdolny do żadnego ruchu. Za nic nie chciał wierzyć swoim oczom w to, co mu pokazywały. Przecież to nie mogło być prawdą. Nie... Jego tu nie mogło być. Dean zginął już dawno temu. Skoro nie żyje, nie mogło go tu być, a tym bardziej niemożliwym było, żeby kręcił z Ciri, czyż nie? Ten jego uśmieszek... Chole*a! Connor! Ocknij się!
Zmusił się by odłożyć na bok puste rozmyślanie, a zająć się rzeczywistością i tym, co właśnie w tej chwili się działo. Nie, on mu na to nie pozwoli. Dean nie będzie mieszał jej w ich prywatne rozrachunki.
Odczekał chwilę, aż znikną z zasięgu wzroku i wykorzystał wszystkie swoje szpiegowskie i wilcze umiejętności by podążać za nimi nie zauważony.
-
Machał nogami, uderzając nimi przy tym o marmurowy murek, otaczający basen fontanny, na którym właśnie siedział.
Czekał.
Wyglądał strasznie. Zresztą jak każde dziecko ulicy. Jego jeansy całe były podarte i poprzecierane, bluza uwalana w błocie i kurzu, buty podziurawione. Nieco przydługie, tłuste włosy układały się jak chciały. Brud spod paznokci i charakterystyczny zapach, jakim przesiąknął, śpiąc czasem w melinach, wśród innych bezdomnych oznajmiały, że od dawna nie widział wanny, czy prysznica. Tylko plecak wydał się być w lepszym stanie. Uważał na niego. W końcu musiał mieć w czym nosić swoje drobiazgi.
Minęło jakieś półtora miesiąca, odkąd skutecznie udawało mu się unikać Lloyda. Swoją drogą, dziwne, że taki asasyn nie potrafił znaleźć jednego, zbuntowanego szczeniaka. Cóż, może go... Nie szukał...?...
Czekał na tamtego tajemniczego człowieka. Nie miał pojęcia, czemu mu uwierzył, ale jakoś tak wyszło. Nie to, żeby od razu się z nim zbyt spoufalał. Był ostrożny.
I za chwilę powinien się tu gdzieś pojawić. Miał wyjaśnić Ryanowi jeszcze parę spraw.
Rozejrzał się dookoła. Nikogo nie zauważył, nawet zwykłych przechodniów. O tej porze zawsze były pustki.
-
Mężczyzna poruszał się zaskakująco szybko. Cała jego postać, mimo przybrudzonej bluzy i zwyczajnych dżinsów, miała w sobie coś z dżentelmena. Ale prócz wrodzonej elegancji, czuło się w nim coś jeszcze. Pewien zwierzęcy punkt, który każe innym się bać.
Zaskakująco jasne oczy lustrowały uważnie otoczenie i zatrzymały się na Ryanie. Rosjanin przyspieszył, w międzyczasie ściągając z ramion plecak.
Przystojną twarz przecinała długa blizna, ślad po dawnym drapnięciu. Głębokim drapnięciu. Blond włosy opadały niesfornymi kosmykami na czoło.
- Cześć Ryan - w jego głosie przez drobną chwilę słychać było ten sam akcent, co u Iskry.
Irina mówiła inaczej, bez jakiegokolwiek akcentu.
- Miło, że przyszedłeś.
Facet wyjął z plecaka laptop o raz plik kartek.
- Wcześniej kontaktował się z tobą mój... podwładny. Wybadał sprawę i doniósł, że miałeś kontakt z obiema moimi... znajomymi. Sprawiły wiele problemów?
-
Ryan:
Zeskoczył na ziemię i wciągnął swój plecak na jedno ramię. W ten sposób był gotowy do natychmiastowego odwrotu, w razie nagłej sytuacji. Fakt iż nie przyszedł ten sam gość, co poprzednio, kazał mu być bardziej podejrzliwym.
Zanim odpowiedział uważnie zlustrował wzrokiem blondyna.
- Można tak powiedzieć - powoli wypowiedział każde słowo.
-
Mężczyzna przewrócił oczami.
- Wyglądasz jak zastraszony zwierzak. Z doświadczenia ci radzę, przestań. Strach i podejrzliwość nie są niczym złym dopóki ich nie okazujesz. Raisa... Albo Irina, bo pod takim imieniem ją znasz, mogłaby cię wiele nauczysz. Tchórzliwa suka, która uwielbia bawić się innymi.
Po raz pierwszy na obliczu nieznajomego, prócz drwiny pojawił się gniew.
-
Ryan:
Jedynie prychnął, jednak podświadomie spróbował zastosować się do rady faceta.
-
- Która najpierw? Raisa czy... jak jej tam... - zajrzał do laptopa - Iskra?
-
Ryan:
- Pierwsza pojawiła się Irina. Spotkaliśmy się z nią w lesie. Chyba ją ktoś gonił.
-
- Nikt jej nie gonił. To była gra. Ona was szpieguje i teoretycznie nie powinienem ci tego mówić, bo też należę do tej... organizacji, która ją wysłała. Z tym, że ja mam ją zwinąć, bo zaczyna myśleć samodzielnie, a tego jej nie wolno.
-
Ryan:
Wsadził ręce do kieszeni i zamilkł. Od samego początku wiedział, że coś z nią nie tak. Wiedział! A Lloyd dał się nabrać, gorzej, jak przedszkolak...
Zaraz jednak zwinął dumę.
- Ona jest niebezpieczna? - cofnął się o dwa kroki, wyciągając z powrotem ręce z jeansów. - A w ogóle, to po co nasz szpiegujecie? - warknął.
-
Mężczyzna nie wytrzymał i zaczął się śmiać.
- Oczywiście, że jest niebezpieczna. Widzisz, ona pochodzi z programu, który miał za zadanie stworzyć wojowników idealnych. To maszyna zaprogramowana na zabijanie, od najmłodszych lat, dzieciak, wybrany jeden z milionów, który dorósł do swojej roli. Ale przyznam, jakkolwiek niebezpieczna, to jest fascynująca.
-
Ryan:
Zacisnął usta w i nadal przyglądał się blondynowi, spod przymrużonych oczu.
- Zadałem dwa pytania.
-
- Lubimy wiedzieć.
-
- Ale ja nie lubię kiedy ktoś wie o mnie za dużo - prychnął.
-
Mężczyzna przewrócił oczami.
- Wiem o tobie dość. Ona też. Dziewczyna raczej nie. I jeśli cię to pocieszy, to dostałem rozkaz, żeby wyjechać natychmiast po złapaniu Raisy.
-
- Być może - burknął. Fakt, że ktoś najprawdopodobniej grzebał również w jego przeszłości mocno go denerwował, bardzo delikatnie mówiąc.
-
- Będziesz mówił, czy nie? - zirytował się - Zauważ szczeniaku, że to ja mam za sobą człowieka, który mógłby cie w tej chwili zastrzelić.
-
- I co, kurwa, z tego? - prychnął, wzruszając ramionami. Jego wzrok błąkał się gdzieś wśród rozpryskującej się wody fontanny.
-
Mężczyzna pokręcił głową, nie naciskał, uniósł tylko dłoń.
Chwilę później pojawiła się postawny mężczyzna o czarnych włosach i stalowoszarych oczach, błyszczących zimną pogardą. Szedł spokojnie, nie spiesząc się, jedną dłoń trzymając na plecach jasnowłosej dziewczyny, potykającej się obok niego. Iskra. Zielone oczy utkwiła w ziemi, a lewy policzek wyglądał na potraktowany z sierpowego.
Mężczyzna szarpnął ją za włosy, tak by spojrzała w stronę chłopaka. Jej oczy rozszerzyły się gwałtownie w niemym zdumieniu. Jej oczy zwiększyły się jeszcze bardziej, kiedy poczuła zimną lufę na swojej szyi.
Jasnowłosy gwizdnął cicho.
- Nie przesadzasz, Jaymie? To jest bądź co bądź ulubienica twojej panny.
- Jeszcze raz nazwiesz Raisę moja panną, a tobie odstrzelę łeb.
Iskra odwraciła wzrok od Ryana, zielone oczy zawiesiły się na postaci jasnowłosego mężczyzny. Jej dłonie zacisnęły się w pięści.
- Mój ojciec wam tego, kurwa, nie daruje. Postaram się o to, sobaka tvoya mat .
- Nic ci sie nie stanie, moy malen'kiy, jeśli chłopiec będzie grzecznie mówił. I ty też sobie trochę porozmawiasz.
-
Zerknął w stronę nowoprzybyłych. Odruchowo zareagował poruszeniem na widok Iskry. Napiął mięśnie, a w jego oczach odmalowało się coś pomiędzy zaskoczeniem i strachem, a właściwie ich mieszanką. Trwało to jednak tak krótko, że zdążył powstrzymać nawet nagłą chęć (zapalenia papierosa xD) wyszarpnięcie rąk z kieszeni. Prychnął cicho, jakby podświadomie próbując przykryć tamtą chwilę nierozgarnięcia. Albo po prostu uświadomił sobie, że zachowałby się jak skończony idiota, przejmując się kimś, kto tak go skrzywdził.
- Skąd pomysł, że obejdzie mnie jej krzywda? - zapytał lodowatym tonem.
-
Obaj mężczyźni spojrzeli na siebie i kąciki ust jasnowłosego uniosły się w górę.
- Może ciebie nie. Ale ją tak. Prawda, Erin? Nie chcesz żeby kolejny chłopiec, który ci się podoba, zginął?
Dziewczyna drżała, paznokcie wbiły się w w skórę dłoni. Wzięła głębszy oddech.
- Prawda.
Omijała go spojrzeniem. Uparcie. James odsunął broń od jej skóry, ale nie opuszczał miejsca za jej plecami.
- Widzisz, ja też nie chcę, żeby powtórzyła się sytuacja z Aleksandrem. Ty będziesz mówić, chłopiec nie umrze, a my zgarniemy Raisę.
Utkwiła w jasnowłosym pełne bólu spojrzenie. Uniosła dłoń do policzka, ścierając krew, płynącą z niewielkiego rozcięcia.
-
Westchnął, przyglądając się im od niechcenia znudzonym spojrzeniem. Właściwie to nie wiedział nawet jakich konkretnie informacji faceci spodziewali się usłyszeć. Ale jakoś to wszystko było mu obojętne.
To był system obronny jego umysłu, ukształtowany przez wydarzenia jakie miały miejsce w jego życiu. Miał wiele wad, ale w pewnych, określonych sytuacjach dawał, można powiedzieć, pozytywne skutki.
-
- Będzie w mieszkaniu swoim albo celu nie wiem, gdzie przebywa teraz. Facet może sprawiać problemy w likwidacji, będzie jej bronił, typ współczesnego rycerza. Zdążyła go mieć - Iskra mówiła spokojnym, chłodnym tonem.
Przez jej twarz przemknął się grymas bólu, gdy James zacisnął dłoń na jej ramieniu, słysząc ostatnie słowa.
- Nie sądzę, by nosiła przy sobie wiele broni.
James zacisnął dłoń jeszcze mocniej.
- Likwidacja faceta nie jest wskazana, wzbudzi zamieszanie.
Jasnowłosy zacmokał z niezadowoleniem.
- To my zadecydujemy co jest wskazane. A Jay pewnie z chęcią pobawi sie kimś, kto dotykał jego kobiety.
Iskra wbiła wzrok w Jamesa, który postąpił krok naprzód.
-
Drgnęły mu kąciki ust. Lloyd. Współczesny rycerz... Będzie jej bronił...
Lloyd.
Teraz uśmiech Ryana był świetnie dostrzegalny. Zaczął niemalże szczerzyć zęby.
Lloyd. Wpakował się w niezłe gówno. Na własne życzenie.
Lloyd...
Czemu, do cholery, tak go to wszystko bawiło? Nie, nie mógł się powstrzymać.
Chłopak patrzył po kolei na wszystkich: wystraszoną Iskrę, mocno zazdrosnego faceta, tego pana elegancika i zaczął chichotać.
-
Spojrzenia całej trójki utkwiły w Ryanie.
- Nikt go nie uderzył? - zapytała Iskra, unosząc brwi.
Mężczyźni pokręcili głową.
- Tyle nam wystarczy, no nie? James, mógłbyś?
Jay skinął głową. Skinął głową na kogoś wcześniej niewidocznego. Ku nim kierował sie wysoki chłopak, troche straszy od Iskry czy Ryana, o lekko nieprzytomnym spojrzeniu. Iskra wydała z siebie nieartykułowany okrzyk, gapiąc się na niego.
- Boże moj, Aleks - cofneła się gwałtownym ruchem.
Chłopak uśmiechnął sie, lekko psychopatycznie.
- Sprzedaj jej kulkę, gdzieś nie na widoku - mruknął James.
On i tamten mężczyzna oddalili się, nie zwracając zupełnie uwagi na Aleksandra, Ryana czy skamieniałą z przerażenia Iskrę.
Aleks uniósł dłoń i niemal pieszczotliwym ruchem przesunął palami po obitym policzku.
Dziewczyna cofnęła sie gwałtownie.
- Ty nie żyjesz! Nie żyjesz, widziałam!
-
// Na jakiej to zasadzie? Teigu? xD
-
// Aleks ją oszukał, pracował dla nich przez cały czas, postrzał był prawdziwy, ale go odratowali. Teraz jest bardziej podatny na rozkazy Stwórców. I raczej nie obchodzi go fakt, że powinien być martwy xD
-
// Yy, stwórców?... xD
-
//Ludzi, którzy go ocalili, to jest nazwa używana pomiędzi takimi agentami rosyjskimi.
-
// Aha xD
Chichot na chwilę ustał, by Ryan mógł wyrazić swoje zdumienie, czy też zaciekawienie nowo przybyłą postacią.
Po tym z powrotem wskoczył na murek fontanny i bębniąc nogami o marmur przyglądał się tej dwójce, którapozostała, z dziwnym uśmieszkiem.
-
Iskra gapiła się na Aleksandra ze zdumieniem, cofając się o kolejny krok. Chłopak ze spokojem podszedł bliżej.
- Spokojnie, Iskra.
Dziewczyna zamrugała szybko. Uderzył szybko, pociagając ją w swoją stronę. Nóż miękko wszedł pomiędzy żebra. Okolica nagle opustoszała.
-
Z zainteresowaniem pochylił się do przodu, chcąc wszystko lepiej zobaczyć, jak w jakimś makabrycznym teatrze. Nogi przebierały w powietrzu coraz szybciej, a oczy błyszczały mu z podekscytowania.
-
Iskra z trudem złapała powietrze. Aleksander odsunął się o krok, dziewczyna wylądowała na kolanach. Chłopak uśmiechnął się ciepło, widząc krew, która zaczynała przeciekać jej przez palce.
- Jeśli chcesz uratować Irinę, pospiesz się.
Iskra wbiła w niego gniewne spojrzenie.
-
Dalej obserwował przedstawienie, nie zwracając uwagi na nic innego. Nie znaczyło to jednak, że w razie potrzeby nie byłby gotowy do reakcji, gdyby ktoś spróbował go zaskoczyć.
-
Aleks uśmiechnął się ponownie, po czym zasalutował dla żartu Ryanowi i ruszył w drogę powrotną, by po chwili zniknąć.
Iskra wbiła spojrzenie w swoje dlonie, gdy ostrożnie się podniosła.
-
Odpowiedział uniesieniem ręki do czoła.
- Krew! - zaśmiał się, zeskakując na ziemię, kiedy tamten już poszedł.
-
Podniosła na niego zaskoczony wzrok.
- Nie, kurwa, keczup - warknęła, rozglądając się dookoła.
Nie miała szans dobiec. Żadnych szans. Gdzie mogli zwabić Irinę?
-
Coś błysnęło w jego oczach. Pokiwał palcem z przekrzywioną głową.
- Kłamiesz! - powiedział z szerokim uśmiechem. Obkręcił się na pięcie i nie dbając w ogóle o to, że ktoś może go zobaczyć - przemienił się w wilka.
-
Zerknęła w niebo. Zaczynało się ściemniać, ale... i tak byłaby widoczna. Nie sądziła, żeby Aleks pozwolił komuś podejść bliżej, nie lubił mieć świadków... chyba. Iskra zmieniła się, jej kocie ciało zdradzało ilość krwi. Ruszyła biegiem, zmierzając ku najbliższym dachom.
-
- Ej, gdzie biegniesz? - niemal pisnął, nie bez wesołości. Złapał plecak w zęby i popędził za Iskrą.
-
Przyspieszyła. Drażniący uszy, piszczący dźwęk wydały jej pazury, gdy wspinała się po pożarowych schodach na dach.
-
Potykał się, nie wyrabiał na zakrętach, ale nie dawał za wygraną i cały czas gonił za kotokrwistą, świetnie się przy tym bawiąc.
-
Przyspieszyła jeszcze bardziej, aż zatrzymała się na krawędzi. Z drugiej strony na dachu jakiegoś opuszczonego budynku, grożącym zawaleniem, stała Irina patrząca na Jamesa. Jasnowłosy stał obok, uśmiechając się wrednie.
-
Na dachu pojawił się już jako człowiek.
- Łoooo... - mruknął, rozglądając się dookoła.
-
Za starszą dwójką pojawili się kolejni ludzie, mówiący coś po rosyjsku. Iskra skuliła się nieco, zastanawiając co robić. Sytuacja nie wyglądała za dobrze, Irina cofnęła się ponownie, niemal do samej krawędzi. James wyciągnął rękę, patrząc na nią, ale ta potrząsnęła głową. Jasnowłosy Rosjanin odsunął Jamesa i wymierzył w Irinę. Iskra zareagowała natychmiast, biorąc rozbieg i przeskakując na drugi dach, odpychając Irinę i lądując z sykiem na jasnowłosym.
-
Coś wymruczał pod nosem. Usiadł po turecku pod jakąś anteną, opierając się o nią plecami i jakgdyby nigdy nic po prostu się przyglądał.
-
*jestem leniem i nie chce mi się opisywać walki soł przejdę do punktu kulminacyjnego*
Wszystko potoczyło się źle. Iskra widziała, że Irina jest już u kresu sił, a James wypatruje tylko okazji, by wyciągnąć ją stamtąd. Oboje byli ranni i zmęczeni, ale to Iskra miała się najgorzej. Dziewczyna z trudem trzymała się na nogach i kiedy dostała po raz kolejny w ranny bok, nie dała rady sie na nich utrzymać. Upadła i kolejny kopniak sprawił, że zsuneła sie z dachu, zawisając na rękach. Mięśnie były jednak nadwrężone, a ona sama wyczerpana i przy akompaniamencie krzyku Iriny, zsunęła się na ziemię, uderzając w nią ciężko, tracąc przytomność.
-
// Emmm... Po której stronie jest James?... xD
-
//Iriny, ale juz nie Iskry. Będzie bronił swojej dziewczyny ^^
-
// Czyli teraz walczy razem z Iriną? xD
-
// Nom. I zawsze chciał dac w mordę panu jasnowłosemu ^^
-
// A, jeszcze jedno... Jaka jest pora dnia? xD
No i ten tego... Jak będą za bardzo hałasować to im się gliny zwalą na łeb xD
-
//Sądzę, że późny wieczorek. Wieeesz, właśnie jakies dziewczę spadło z dachu rozbijając sobie łeb o chodnik, jeśli dotąd nie zawiadomili, to raczej nie zawiadomią.
-
// A może już jadą? xD
-
//A kto ich tam wie, Iskier raczej się zwinie nim dojada xD
-
// Niech żyją Niezniszczalni, psiarni nic do tego! xD
Na dole, ulicą przemknął jakiś cień. Osobnik w ciemnym płaszczu zbliżył się do postaci leżącej nieruchomo na ziemi. Właśnie sprawdzał jej oddech i puls, kiedy jakiś hałas z góry przykuł jego uwagę.
Walka.
I... Ten zapach...
Po chwili niezdecydowania postanowił na razie zostawić ranną dziewczynę. Odbił się od ziemi, i na zmianę wykorzystując balkony, bądź parapety, wspiął się na dach budynku. Znalazł się za plecami dwójki napastników.
- Irina!
____________
Tumturumtumtum! Pan nieudolny "współczesny rycerz" przybył na własny pogrzeb! xD
-
//Weee!
Wbiła wzrok w mężczyznę. Jego widok tak ją zaskoczył, że gdyby nie interwencja Jamesa byłaby pewnie martwa. Ten sieknął napastnika trzymanym w ręku nożem.
- Trzymaj sie od tego z daleka - warknęła.
Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale kula świsnęła jej tuż obok głowy.
Na dole Iskra powoli odzyskiwała świadomość, ale ból sprawiał, że nie miała ochoty wracać do świata.
-
Ryan przywitał prychnięciem przybycie jego nauczyciela.
Lloyd nic nie odpowiedział. Zignorował to, co powiedziała Irina.
Prawą ręką wyszarpnął zza paska pistolet, a lewą dobył krótkiego noża i z takim uzbrojoniem rzucił się na najbliższego przeciwnika. Do tej pory nie zauważył jeszcze Ryana na sąsiednim dachu.
-
Udało im się pokonać napastników. Irina oparła się o Jamesa, wiążąc buty.
- Przyjdą następni - mruknął James, mierząc wzrokiem Lloyda.
Skinęła głową. Otarła krew z nadgarstka i podeszła do krawędzi, by spojrzeć w dół.
Iskra zbierała się z ziemi.
- Jay, mógłbyś pozbierać moją bratanicę? - zapytała cicho Irina.
-
Lloyd spoglądał niechętnie na mężczyznę stojącego obok Iriny, nie odzywał się jednak. Przyklęknął przy jednym z trupów i wytarł ostrze o jego ubranie.
Tymczasem Ryanowi minął atak. Ale stan przejściowy wcale nie był lepszy. Ogromny, rozsadzający czaszkę ból dawał mu się niemiłosiernie we znaki. Schowany za murkiem zwinął się, cicho pojękując. Nie bardzo jeszcze kontaktował i nie był nawet w stanie zastanowić się, gdzie jest.
-
James zszedł na dół, zgodnie z prośbą Iriny. Ta spojrzała na Lloyda.
- Nie powinnam cię w to mieszać.
-
Lloyd wzruszył ramionami.
- Sam się w to wmieszałem.
-
- To niebezpieczne! Dość, że Jay już w tym jest.
-
// A może by tak mniej chrzanienia, a więcej nawalania po mordzie? Gdzie te ruski? xD
-
//Przyjdą później, Lloyd ma zwinąć dzieci przeta xD
-
// Ale on ma umrzeć! xD
-
//A kto powiedział, że przeżyją. Najpierw brygada załatwi Irinę i Jay'a a później przyjdzie po Iskrę.
-
// Ją też cesz ukatrupić?
-
//Nołp, ale zrobię jej dużą krzywdę. Będzie bez oka.
-
// Uuu... ^^
-
//Uroczo, nieprawdaż?
-
// Ayee xD
-
//Ojciec zadba o to, żeby nie była niesprawna, bo taka mu się nie przyda, ale będzie miec jedno oko takie, drugie takie. Ale jedno jej wydłubiemy, będzie fajnie.
-
Kiedy ból zaczął nareszcie słabnąć i przeszedł w otępienie, Ryan ogarnął się na tyle, by zauważyć, że znajduje się na dachu. Jęknął głucho. Co on tu, ku*wa, robi? Podniósł się do pozycji siedzącej, ale świat zatańczył wkoło niego, zmuszając go do dłuższego odpoczynku.
Lloyd obracał w palcach nóż i nie odwracając od niego wzroku mruknął, niby to obojętnym tonem:
- Nie zostawię cię tak. Ledwo trzymasz się na nogach.
-
James dotarł z nieco trzęsącą się Iskrą na dach.
- To ona ledwo trzyma się na nogach - odparła Irina - My sobie poradzimy.
Rzuciła Jamesowi szybkie spojrzenie.
- Tam jest jeszcze Ryan - wymamrotała Iskra, wskazując na miejsce, z którego przyszła.
-
- Mam ją stąd zabrać? - Lloyd wyczuł, że Irina chce się go pozbyć. Ale i tak miał zamiar tu wrócić po znalezieniu młodej bezpiecznej kryjówki.
Patrząc na tą dwójkę zastanawiał się, czy ta kobieta rzeczywiście to zrobiła. Po prostu się nim zabawiła.
Ale co on miał teraz z tym zrobić, skoro naprawdę się w niej zakochał...?
Wymienienie imienia podopiecznego uratowało go od zatracenia się w raniących rozmyślaniach. Co on tu robił? Co on w ogóle robił przez tyle czasu, chole*ny gówniarz jeden?
Miał wielką ochotę zostawić teraz szczeniaka samemu sobie, żeby rzeczywiście się nauczył, co to znaczy żyć na ulicy, ale nie mógł tego zrobić. Raz, że był jego opiekunem, dwa, że znając go, wolałby tam zgnić, niż przyznać się do błędu.
- W takim razie trzeba będzie się zająć ich dwójką - westchnął, z pewną niechęcią.
-
- Dzięki - uśmiech Iriny był odrobinę naciągany. Podeszła, by dać Lloydowi buziaka, pod czujnym spojrzeniem Jamesa.
- Musimy iść, Irina - odezwał się mężczyzna.
Skinęła głową, pomachała lekko oszołomionej Iskrze i razem z Jay'em zdawała się bardziej sfrunąć niż zeskoczyć z dachu.
-
***
Ryan smętnie szedł obok Lloyda niosącego na rękach Iskrę. Ręce trzymał w kieszeni, a każdą próbę podjęcia rozmowy przez mężczyznę zbywał milczeniem.
Opuścili już centrum i znajdowali się gdzieś na obrzeżach miasta, w nieznanej wilkokrwistemu dzielnicy, kierując się na kryjówkę, o której położeniu wiedział jedynie Lloyd.
Właśnie zastanawiał się, czy nie skorzystać z okazji i czmychnąć. Może i był w obcej okolicy, a w głowie jeszcze lekko mu szumiało, ale opiekun nie zdążyłby zareagować, trzymając dziewczynę.
Za parę metrów miałby idealne warunki - ciemna odnoga ulicy. Tak. Ucieknie.
Nie zdążył jednak zamiaru wprowadzić w życie, gdyż właśnie z tamtej uliczki wyłoniła się jakaś banda podejrzanych typów, widocznie mająca ich na celowniku. Stanął jak wryty.
-
Jasnowłosy wyłonił się z grupy, niczym królik z kapelusza magika. Podszedł bliżej, stanowczo za blisko, jak dla trzęsącej się Iskry. Patrzyła na niego z pogardą.
Uśmiechnął się do niej lekko.
- Nie znam was, moi drodzy. No, prócz ciebie, Ryan. Ale znam Iskierkę i była bardzo niegrzeczną dziewczynką. Niegrzecznych trzeba ukarać, prawda? Otóż, dajcie nam dziewczynę, a ja... Nie przerobię was na miazgę - szeroki uśmiech z jego strony, gdy patrzył na Lloyda wyzywająco.
Iskra wyrwała się i rzuciła w stronę budynków, ale powstrzymał ją jeden strzał. Zastygła na ziemi, z krwawą raną na wysokości żeber.
- Następnym razem będzie wyżej, moja droga. Nie przeszkadzaj kiedy dorośli rozmawiają - jasnowłosy uśmiechnął sie ponownie, podczas gdy jego grupa nadal miała na celowniku Lloyda, Ryana i przy okazji Iskrę.
-
Ryan cofnął się o krok, zaciskając pięści. Nie miał pojęcia co się dzieje. Od wydarzeń w parku począwszy, przez dalsze wydarzenia, aż do ocknięcia się na dachu, pamiętał co najmniej, jak przez mgłę. Wpatrywał się wściekłym wzrokiem w faceta przed sobą, potem we wszystkich po koleji, na Lloydzie kończąc. Ten, w przeciwieństwie do chłopaka był zupełnie opanowany.
Asasyn powoli przesunął się tak, by stać pomiędzy młodzikami a tamtymi.
Był beznadziejnym nauczycielem i opiekunem. Zdawał sobie z tego sprawę. Dlatego właśnie teraz nie mógł pozwolić, by Ryanowi coś się stało. Siostrzenicy Iriny też nie odda.
- Mało interesująca transakcja - odparł.
-
Jasnowłosy gwizdnął cicho.Uniósł dłoń.
- Nie rób tego. Pójdę dobrowolnie - głos Iskry łamał się, gdy mówiła.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko.
- Jakaś ty nagle pokorna, Iskierko. Ileż w tobie uczucia, dla tego chłopaczka. Nie sądzę, że sobie na to zasłużył.
- Gówno cię to powinno obchodzić. Idę to idę. Nie ma powodów. Irina już nie żyje, James pewnie też. A jeśli nie pójdę... znajdziesz mnie. Prędzej czy później. Nikt nie musi ginąć. Rozumiesz? Nie jestem warta tej krwi - niemal krzyczała.
- Jak na kogoś kto właśnie umiera, bardzo jesteś waleczna. Jest jeszcze coś, o czym chcesz nam powiedzieć? Piękny czas na wyznania!
-
- Wystarczy - wtrącił się Lloyd. - Ona z wami nie pójdzie.
Może i wyglądali groźnie. Może i byli groźni. Ale on był asasynem i nie miał zamiaru poddawać się tak łatwo.
Ryan, zdezorientowany, stał cicho, nadal w tym samym miejscu. Zerknął na Iskrę. Może by nawet zrobiło mu się jej żal. Wciąż jednak pamiętał zapiski z pamiętnika w jej laptopie. Nie mógł jej wybaczyć. Zdradziła go, oszukała. Wystawiła do wiatru jego uczucia.
-
- Hej, staruszku, to jej decyzja. Jest prawie pełnoletnia, umie mówić, a teraz bardzo chce pójść z nami. Jeszcze nie wiem, czy ją zabijemy, ale może chociaż straci kilka palców- zrobił minę rozkapryszonego dziecka.
Iskra patrzy na nich, a po jej twarzy widać, że jest bliska utraty przytomności. I wcale nie wygląda na niemal dorosłą. Blada twarz, drżące usta, skulona sylwetka i wielkie oczy dziecka. Nie przypomina siebie samej sprzed kilku godzin. Nie przypomina też tamtej uśmiechniętej, odrobinę flirciarskiej dziewczyny, którą poznał Ryan, ani tej zagubionej we własnym smutku, pełnej rezygnacji. Pozostaje tylko zaszczutym, zastraszonym zwierzęciem, niczym dziecko budzące się w samym środku koszmaru, które myśli, że może schronić się za ścianą zamkniętych powiek. I czyni to, co podpowiada jej dziecięca intuicja, kuli się, zamykając oczy i kryjąc twarz za kurtyną jasnych, miejscami czerwonych od krwi włosów.